Racjonalnych argumentów
Francja na swoją obronę w starciu z Hiszpanią ma niewiele. Co prawda Furia Roja na razie nie furia, ale i Francuzi nie allez...
Chyba nigdy w historii nie było tak żeby każdy hiszpański odpowiednik był na swojej pozycji lepszy od francuskiego (moim zdaniem jedynie Debuchy może obecnie rywalizować z Arbeloą). Racjonalnie nie ma więc żadnych przesłanek za zwycięstwem
Francji.
A kiedy nie ma żadnych przesłanek trzeba szukać talizmanów. Takich jak słynny finał mistrzostw Europy sprzed 28 lat. Pamiętacie? O zwycięstwie Francuzów w 1984 roku zdecydował nienadzwyczajny nawet rzut wolny nadzwyczajnego wówczas Michela Platiniego i (a właściwie przede wszystkim) fatalny błąd świetnego skądinąd bramkarza Arconady, który przepuścił wtedy
piłkę pod pachą. Rywali, którzy za wszelką cenę chcieli wyrównać dobił w ostatniej minucie Bruno Bellone.
Iker Casillas to jeden z najlepszych bramkarzy świata i w zasadzie nie popełnia błędów. Wiadomo jednak, że nie ma bramkarzy bezbłędnych, trzeba im tylko dac szansę strzelić klopsa. A kiedy ma się gorszą drużynę, to właściwie jedyną okazją na zdobycie gola jest właśnie strzał z rzutu wolnego...
Kto mógłby przeistoczyć się w Platiniego II? Wybrałbym kogoś z duetu Hatem Ben Arfa - Samir Nasri. Obaj nawet w nieszczęsnym starciu ze Skandynawami udowodnili, że mają kopyto i że potrafią podkręcić. Byleby tylko Adil Rami trzymał się własnej połowy...
A w dżokera Bruno Belleone'a mógłby wcielić się szybki jak wiatr inny rezerwowy Jeremy Menez. W 90 minucie mógłby uciec każdemu hiszpańskiemu obrońcy czego sobie i państwu
życzę.
PS Jest tylko jeden poważny problem. Francuzi po porażce ze Szwecją kłócą się. A oni na pożerające ich spory nie mają szczepionki. To na wielkich turniejach zostało już przez nich udowodnione.