Euro 2012. Grecy w ćwierćfinale! Wielki Karagounis. Zagrali jak w 2004 r.

Grecy zagrali z Rosją w stylu z 2004 r., gdy sięgali po mistrzostwo Europy. Przez pół meczu usypiali rywali, dawali im się wystrzelać, aż w końcu ukąsili i już nie puścili. Gola na wagę ćwierćfinału zdobył kapitan Giorgos Karagounis.

"Rosja - nie tylko zwycięstwo, ale piękne zwycięstwo" - taki transparent wywiesili rosyjscy kibice na Stadionie Narodowym. I przez 45 minut pierwszej połowy wydawało się, że lada moment piłkarze Dicka Advocaata słowa zamienią w czyny. Grecy, nie licząc dwóch sytuacji na początku, nie byli w stanie stworzyć żadnego zagrożenia pod bramką Wiaczesława Małafiejewa. Rosjanie od początku grali swój szybki futbol - z ogromną ilością podań na małej przestrzeni na połowie rywala. Ałan Dżagojew, Andriej Arszawin, Aleksandr Kierżakow co chwila dochodzili do dogodnych sytuacji, ale brakowało celnego ostatniego podania. Niektóre akcje były po prostu zbyt koronkowe. A jeśli już do strzałów dochodziło, często brakowało centymetrów, jak w 14. minucie, gdy petarda Kierżakowa minimalnie minęła słupek. Nieźle spisywał się bramkarz Michalis Sifakis, który zastąpił kontuzjowanego Kostasa Chalkiasa. Solidnie grali greccy obrońcy.

Nużącą powtarzalność rosyjskich ataków przerwała nagle bomba w drugiej minucie doliczonego czasu gry pierwszej połowy. Rozgrywający 120. mecz w kadrze Giorgos Karagounis (wyrównał rekord Theodorosa Zagorakisa), niewidoczny dotąd, jak zresztą większość swoich kolegów, wpadł w pole karne i mocnym strzałem po ziemi oszukał Małafiejewa. Bramka padła praktycznie z niczego - Grecy wrzucali piłkę z autu, błąd popełnił Siergiej Ignaszewicz.

Od tego momentu wróciły wspomnienia z Euro 2004. Wtedy też Grecy usypiali rywali i kibiców nudnym, nieco archaicznym futbolem, do momentu, gdy padała bramka i wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Grecy dopchali się wtedy do mistrzostwa Europy.

W sobotę pchali się do ćwierćfinału, i pchali się coraz ładniej, bo w drugiej połowie wyraźnie się ożywili. Groźnie strzelał Fanis Gekas, prawym skrzydłem szarżował Giorgos Samaras, a w 60. minucie sędzia mógł podyktować karnego za faul na Karagounisie. Mógł, ale uznał, że Grek specjalnie potknął się o nogę rywala. W 70. minucie w poprzeczkę z rzutu wolnego trafił Giorgios Tzavellas. Rosjanie - Advocaat wpuścił w końcu na boisko Pawliuczenkę - atakowali, ale wciąż przypominali primabeleriny w starciu z czołgiem. Ich koronkowe akcje rozbijały się o dobrze ustawionych w defensywie Greków.

" Wall Street Journal" i "Forbes" pisały przed tym spotkaniem, że z gospodarczego punktu widzenia to być może najważniejszy mecz w historii Europy. W niedzielę odbędą się bowiem wybory do greckiego parlamentu - sensacyjne zwycięstwo mogło odwrócić jego losy. Eksperci nie byli tylko zgodni, w którą stronę - czy euforia popchnęłaby Greków w stronę radykalizmu i dumnego odcięcia się od Europy, długów wobec niej i waluty, czy wręcz przeciwnie - triumf dałby nadzieję, że nie jest tak źle, wszystko się jakoś ułoży, więc z Europą też trzeba się układać.

Wydaje się, że Rosjan zgubiła nieco pycha. Po efektownym 4:1 na inaugurację z Czechami, zachwyciła się nimi Europa, mówiono o nich, jako o faworytach, najpiękniej grającej drużynie. 21-letniego Dżagojewa zaczęto już przymierzać do Arsenalu, wywiadom i zachwytom nad rosyjską ofensywą nie było końca. Grecy sprowadzili wczoraj rosyjskie gwiazdy na ziemie, a lądowanie było wyjątkowo twarde. W 90. minucie Greków uratował bramkarz Sifakis broniąc potężny strzał Paweł Pogrebniaka.

Na Stadionie Narodowym było ok. 20 tys. rosyjskich kibiców, którzy łatwo zagłuszyli ok. 2 tys. Greków, ale najwięcej i tak było Polaków. Gdy ktoś zaintonował " Polska, biało-czerwoni", okrzyki " Rasija" szybko rozpłynęły się w ryku polskich gardeł. Ale, gdy było już przesądzone, że odpadamy i my, i oni, nad trybunami uniosło się radosne " Hellas, Hellas". Grek znów przechytrzył Europę.

Zobacz wideo

Wygraj piłkę prosto z meczu CZECHY - POLSKA! Weź udział w konkursie!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.