Sześciu piłkarzy już nie zagra w Lechu Poznań

Dla każdego z nich to był prawdziwy cios. Każdy jednak dodaje, że potrafi zrozumieć decyzję zarządu. Co będą teraz robić pikarze, których Lech się pozbył?

W ubiegłym tygodniu szóstka piłkarzy "Kolejorza": Waldemar Przysiuda, Leszek Zawadzki, Maciej Nuckowski, Grzegorz Matlak, Arkadiusz Miklosik i Artur Bugaj została zaproszona przez prezesa Radosława Majchrzaka do sali konferencyjnej. Byli tam również Czesław Jakołcewicz i nowy dyrektor sportowy klubu Czech Bohumil Panik. - Dowiedzieliśmy się wówczas, że klub szuka wzmocnień właśnie na tych pozycjach, na których gramy i że w związku z tym dla nas zabraknie miejsca w kadrze zespołu na wiosnę - relacjonuje to spotkanie Arkadiusz Miklosik.

Gwóźdź do trumny

Już wcześniej pojawiały się przesłanki, że tak się stanie. Wszystko zaczęło się od odesłania tych graczy do rezerw po przegraniu w kompromitującym stylu pucharowego spotkania ze Stasiakiem-Ceramiką Opoczno. - Bardzo długo rozmyślałem w domu o tej porażce i doszedłem do wniosku, że w tym meczu nie można było mi zarzucić słabej gry. Myślę, że decyzja o naszym odsunięciu została podjęta już wcześniej, a mecz z Ceramiką był dla nas gwoździem do trumny - mówi Miklosik. - Zespół nie zdobywał punktów, więc trzeba było coś zmienić. Padło akurat na nas i z perspektywy czasu można powiedzieć, że była to dobra decyzja, bo Lech zaczął w końcu wygrywać. Szkoda tylko, że już bez mojego udziału - żałuje.

Trener był moim kumplem

Grzegorz Matlak przegrał swą szansę wcześniejszym meczem derbowym z Groclinem Grodzisk Wlkp. Wszedł wówczas na pół godziny i miał pilnować Marcina Zająca. Ten jednak strzelił w tym czasie gola, a przy dwóch kolejnych miał asysty. - Szkoda, że o wszystkim zadecydował tylko ten jeden, jedyny mecz. Później już nie miałem szansy na rehabilitację - mówi teraz Matlak.

Dla obu piłkarzy, emocjonalnie bardzo związanych z "Kolejorzem", decyzja zarządu o odsunięciu do rezerw była prawdziwym ciosem. - Przez kilka dni chodziłem jak struty i nie potrafiłem pozbierać myśli. Dobijało mnie szczególnie to, że często o tej samej porze, co rezerwy trenował pierwszy zespół. Robiło mi się wtedy bardzo przykro - opowiada Miklosik.

Matlak ze smutkiem w głosie mówi: - Wiele razy powtarzałem, że Lech jest moim ukochanym klubem. Przecież pomagałem ratować go przed spadkiem do III ligi, później był wspaniały sezon, zakończony awansem do ekstraklasy. I nagle wszystko się kończy. Jest to dla mnie straszne - przyznaje.

Żaden z nich uważa, by ich odsunięcie było efektem konfliktem z trenerem Czesławem Jakołcewiczem. - Rzeczywiście, u trenera Baniak grałem niemal we wszystkich meczach, a u trenera Jakołcewicza już nie występowałem, jednak nie należy się doszukiwać żadnego konfliktu. Przecież z trenerem Jakołcewiczem pracowałem jeszcze w Warcie Poznań i od tamtych czasów jest moim dobrym znajomym, można powiedzieć, że nawet kumplem. Miał jednak koncepcję prowadzenia drużyny, do której ja nie pasowałem - opowiada Miklosik.

Byli nieskuteczni

Z kolei Waldemar Przysiuda i Artur Bugaj do końca rundy jesiennej jedynie trenowali z pierwszym zespołem. Na boisku pojawiali się jednak coraz rzadziej. Głównie zaliczali kilkuminutowe epizody. W ich przypadku o ich zwolnieniu zadecydowało to, że byli nieskuteczni, a z tego elementu rozlicza się napastników. Przysiuda strzelił w pierwszy meczu KSZO Ostrowiec Świętokrzyski dwa gole, a potem już żadnego. Bugaj trafił tylko raz - w piątej kolejce przeciwko Wiśle Płock. Natomiast Leszek Zawadzki grał głównie w rezerwach, w pierwszym zespole pojawiał się sporadycznie.

Nie zagrał ani razu

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja Macieja Nuckowskiego. Ten piłkarz może mieć najmniej pretensji do decyzji działaczy. Przyszedł do Poznania pod koniec sierpnia z Groclinu Grodzisk Wlkp. Był przedstawiany jako wzmocnienie drużyny. Nie potrenował jednak za długo z zespołem, bo już na początku doznał kontuzji nogi. To go wyeliminowało na dłuższy czas z gry. Doszło w związku z tym do paradoksalnej sytuacji - do momentu rozwiązania kontraktu Nuckowski nie rozegrał w "Kolejorzu" żadnego oficjalnego spotkania! - Muszę przyznać, że mój pobyt w Lechu wyobrażałem sobie zupełnie inaczej, a tymczasem nie miałem nawet okazji zadebiutować i pokazać się kibicom - mówi z żalem Nuckowski. - Działacze mieli prawo podjąć taką decyzję i ją podjęli. Trudno, takie jest życie. Z optymizmem spoglądam jednak w przyszłość. Mam wstępne plany, ale za wcześnie na konkrety - dodaje.

Są propozycje

Pozostali piłkarze także planują znaleźć sobie nowe kluby, choć nie chcą jeszcze zdradzać szczegółów. - Właściwie już po przesunięciu do rezerw zacząłem myśleć o poszukaniu nowego klubu. Wypadało się bowiem na wszelki wypadek zabezpieczyć - przyznaje Miklosik. Na razie piłkarz ma jedną propozycję z klubu II-ligowego. - W tym tygodniu będę na ten temat rozmawiał - mówi. Matlakiem interesują się jeden klub z ekstraklasy i dwa II-ligowe. Nieoficjalnie wiadomo, że chętnie w swoich szeregach by widziała go Arka Gdynia. Artur Bugaj także rozmawia z klubami II-ligowymi, głównie z ŁKS Łódź. Przenosiny do Łodzi byłyby mu na rękę, bowiem mieszka właśnie w tym mieście.

Lech nie będzie piłkarzom robił żadnych przeszkód. - Na pewno nie podyktujemy cen zaporowych. Jeżeli piłkarz znajdzie sobie nowy klub, to zawsze się dogadamy - deklaruje prezes Radosław Majchrzak.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.