Kryszałowicz gra w... Strażaku Mikołów

Paweł jest gwiazdą, a ja tylko jego bratem. To jednak bardzo fajne uczucie być branym za kogoś innego - mówi Piotr Kryszałowicz, bliźniak reprezentacyjnego napastnika

Kibice, którzy w rundzie jesiennej oglądali mecze A-klasowego Strażaka Mikołów, przecierali oczy ze zdziwienia. - Widziałeś!? Przecież to Paweł Kryszałowicz! - pokazywali jednego z piłkarzy mikołowskiej drużyny. Niestety, tak dobrze nie jest. Reprezentacyjny napastnik nadal strzela bramki dla Eintrachtu Frankfurt, a o śląskiej drużynie pewnie nawet nie słyszał.

Klub przez przypadek

Kibice jednak do końca się nie mylą. Od kilku miesięcy w Strażaku gra bowiem brat 27-krotnego reprezentanta kraju. - Mało kto wie, że Paweł ma brata bliźniaka - wyjaśnia Piotr.

Bracia rzeczywiście są do siebie bardzo podobni. Te same rysy twarzy, podobna fryzura, nie zdradza ich nawet głos. Może tylko Piotr ma więcej kilogramów. - Nie grałem w piłkę pół roku, więc trochę przytyłem, ale w zimie zrzucę niepotrzebny balast - obiecuje Piotr, który wcześniej występował w III-ligowej Pogoni Lębork.

Rodzina Kryszałowiczów przyjechała na Śląsk prawie rok temu. Bracia założyli firmę KMT, która handluje drzwiami. Piotr został przedstawicielem przedsiębiorstwa na Polskę południową. - Firma jest wspólna. Paweł ma jednak tyle na głowie, że brakuje mu czasu na zajmowanie się interesami. Wszystko spadło więc na mnie - podkreśla.

Gdy kilka miesięcy temu Piotr Kryszałowicz wyjeżdżał z rodzinnego Słupska, myślał, że to już koniec jego piłkarskiej kariery. - Raz zupełnie przypadkowo przejeżdżałem obok stadionu Strażaka. Pomyślałem sobie, jakie fajne, zadbane boisko, może by tak spróbować pobiegać dla zdrowia. Nawet nie wiedziałem, w której lidze grają - mówi.

- Zdumienie było ogromne. Chłopcy mówili mi, że na trening przyszedł Paweł Kryszałowicz - śmieje się Kazimierz Chwiałkowski, prezes klubu z Mikołowa. - Pomyślałem - czemu nie? Zresztą w naszej drużynie aż roi się od uznanych w piłce nożnej nazwisk. W bramce mamy Kalinowskiego, w pomocy Frankowskiego, bramki strzela dla nas Gomoluch. Znajdzie się też miejsce dla Kryszałowicza - dodaje.

Odciął się od wszystkich

- Kibice przyjęli mnie bardzo sympatycznie. Nie było żadnych docinków. Ludzie na Śląsku kochają piłkę jak nigdzie w Polsce - podkreśla Piotr, który po niektórych meczach musiał rozdawać autografy w imieniu brata. - Grzecznie wtedy tłumaczę, że jestem tylko bliźniakiem słynnego Kryszałowicza. Dla dzieciaków mam jednak zawsze kilka zdjęć z autografem Pawła - podkreśla.

Do zabawnych sytuacji dochodzi też, gdy Piotr odwiedza brata we Frankfurcie. - Ostatnim razem jeden z kibiców nie mógł się nadziwić, że Kryszałowicz jest jednocześnie na boisku i na trybunach. Mówił coś do mnie po niemiecku, a ja nic nie rozumiałem - śmieje się Piotr.

W Strażaku Piotr występuje na środku pomocy. - Dla zawodnika, który grał już w trzeciej lidze, występy w A-klasie nie są jakimś wielkim wyzwaniem. Doświadczenie sprawia, że czasami nawet nie muszę się za bardzo nabiegać. Przeprowadzka na Śląsk była szaleństwem. Odciąłem się od wszystkich znajomych, od rodziny. Teraz jednak nie żałuję. Dobrze mi tutaj - kończy Kryszałowicz.

Piotr Kryszałowicz ma 28 lat. Jest wychowankiem Gryfa Słupsk, grał też w Pogoni Lębork. - Nie byłem taki szybki jak Paweł, nie mam też jego techniki. Jestem za to bardziej wytrzymały i mam lepszą kondycję - podkreśla. Nie zrobił piłkarskiej kariery, ponieważ ma wrodzoną wadę wzroku. - O dziecka wiedziałem, że z piłki nie wyżyję. Lubię swoją pracę i to jest najważniejsze - dodaje.

tod

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.