Pogoń słono zapłaci za pseudokibiców

20 tys. zł - na tyle oszacowano szkody po burdach wszczętych przez chuliganów na sobotnim meczu Pogoni z Lechem. Dziś wydarzeniami na stadionie zajmie się wydział dyscypliny PZPN-u.

Chuligani demolując stadion Pogoni, zniszczyli 300 krzesełek i bramy wejściowe. Straty szacował wczoraj zarządca obiektu - Miejski Ośrodek Sportu Rekreacji i Rehabilitacji. Wyniosły ok. 20 tys. zł.

- Tą kwotą obciążymy Pogoń jako organizatora meczu - zapowiada Wojciech Olszanowski, dyrektor MOSRiR-u. - Klub powinien być ubezpieczony od takich zdarzeń. Nie wiem, czy Pogoń ma wykupione odpowiednie ubezpieczenie. Jeśli nie, będzie musiała pokryć tę kwotę z własnej kieszeni.

Do czasu odzyskania przez zarządcę stadionu pieniędzy za zniszczenia nie będzie zamontowanych nowych siedzisk. Koszt montażu jednego krzesełka to 45 zł (cena za krzesełko) plus podatek VAT, koszty transportu i montażu.

To pierwsze koszty awantur, które wszczęli bezmyślni pseudokibice w końcówce meczu z Lechem. Przypomnijmy, że dalszej dewastacji stadionu oraz rozróbom na nim zapobiegła zdecydowana interwencja policji. Jednak kolejne koszty, którymi może zostać obciążona Pogoń, to kary, jakie prawdopodobnie nałoży na klub wydział dyscypliny Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wydział zbiera się w środę na specjalnym posiedzeniu. Będzie rozpatrywał sprawę zakłócenia porządku przez pseudokibiców Wisły Kraków i właśnie awantury na meczu Pogoń - Lech.

Jest za co karać

- Nie ma specjalnego pośpiechu, ale od szczecińskiego klubu otrzymaliśmy informację, że ich przedstawiciel nie będzie uczestniczył w posiedzeniu wydziału, w związku z tym sprawą zajmiemy się od ręki - powiedział "Gazecie" Wiesław Maciak, przewodniczący wydziału. - Delegatem na meczu w Szczecinie był sekretarz wydziału Stanisław Wzorek, w związku z tym na środę przygotuje odpowiednią dokumentację tych zajść.

Wydział prawdopodobnie ukaże Pogoń za race świetlne rzucane na murawę za jedną z bramek. Mimo że przed rozpoczęciem spotkania spiker zawodów ostrzegał kibiców przed wrzucaniem rac z trybun, na płytę poleciało ich ponad 20. O surowym karaniu takiego zachowania przypomniał klubom PZPN miesiąc temu w specjalnym piśmie.

- To nie jest nasz wymysł. Tak stanowią przepisy UEFA, które wykluczają całkowicie z oprawy meczowej środki pirotechniczne - wyjaśnia Maciak.

Jaka to będzie kwota, zależy od tego, czy race mogły bezpośrednio zagrozić bezpieczeństwu osób przebywających na stadionie.

Czy Pogoni grożą jeszcze inne sankcje?

- Oczywiście wachlarz kar jest duży, ale zastrzegam, że to ostateczność - twierdzi szef wydziału dyscypliny. - Począwszy od kar finansowych, poprzez wyłączenie sektorów na stadionie dla kibiców, zakazu rozgrywania meczu przy udziale publiczności po zakaz wpuszczania na inny stadion zorganizowanej grupy kibiców ze Szczecina.

Ostatnim zakazem zostali ukarani ostatnio kibice Widzewa Łódź i Legii Warszawa. Legia miała także zamknięty stadion podczas ostatniego meczu ze Szczakowianką Jaworzno. Część trybun zajmowana przez klub kibica na stadionie GKS-u Katowice została wyłączona z użycia na jeden mecz. To wszystko skutek awantur z udziałem kibiców tych klubów.

Karane powinny być także wszelkie obelżywe okrzyki czy transparenty wywieszane przy okazji meczów.

- Tyle że na to powinni reagować obserwatorzy spotkań z ramienia PZPN-u lub sami sędziowie prowadzący zawody. Jednak przyznam się, że nie pamiętam, by doszło do takiego przerwania meczu. Tu muszą się wykazać ludzie, którzy mają uprawnienia do podejmowania takich decyzji - przyznaje Wiesław Maciak.

Na sobotnim meczu repertuar obelg, jakie kierowali wobec siebie szczecińscy i poznańscy kibice, był przebogaty.

I tak wracają

Jest za co karać, tylko co z tego, skoro chuligani powracają na stadion po wygaśnięciu sankcji. Po sobotnich awanturach zatrzymano osiem osób. Mimo że wojewodowie wydali nakaz rejestracji obrazu i dźwięku z imprez masowych na wskazanych obiektach w ich województwie, powstaje taka dokumentacja, jednak nie jest ona w pełni wykorzystywana. Polskie kluby nie potrafią egzekwować tzw. zakazu stadionowego, nakładanego jako karę na pseudokibiców zatrzymanych przy okazji właśnie takich awantur. Kluby posiadają listy osób objętych zakazem, jednak najczęściej nie są wyławiane z tłumu przybywającego na stadion. Dochodzi nawet do takich sytuacji, że kluby nie mogąc sobie poradzić z awanturującymi się chuliganami, same wnioskują o zamknięcie swojego stadionu. Tak się działo niedawno w przypadku drugoligowego Śląska Wrocław i wydział przychylił się do tej prośby.

- To nie jest jednak wyjście z sytuacji, bo za głupotę grupy chuliganów płacą normalni kibice - uważa Maciak.

Jako dobry przykład podał współpracę kibiców Lecha z zarządem klubu. W Poznaniu nie dochodzi do awantur od kilku lat właśnie dlatego, że za porządek odpowiedzialni są częściowo kibice. Oczywiście jest także zła strona tego rozwiązania, bo w przeszłości nie tylko zawodnicy Pogoni, ale także sędziowie spotykali się z przejawami agresji - właśnie ze strony ochrony Lecha. To jednak margines.

Czy coś się zmieni?

Moim zdaniem w Szczecinie nie, dopóki władze Pogoni będą traktowały kibiców jak piąte koło u wozu. Sprzedając drogo (wysokie ceny biletów), fatalną grę swojej drużyny, muszą się liczyć z tym, że widownia nadal będzie się odwracać od klubu. To oczywiście nie usprawiedliwia chuliganów, którzy wywołaniem burdy, chcą wyładować swoją frustrację. Jednak fatalna postawa zespołu ma wpływ na kibiców.

Z drugiej strony także widzowie powinni reagować na takie przejawy głupoty, jakie miały miejsce na sobotnim meczu. Przecież tą awanturę wszczęło kilkunastu nieletnich. Nie nawołuję do samosądu, ale do tego, by stanowczo potępiać takie zachowanie. Pragnę przypomnieć mecz sprzed dwóch lat. Ponad 22 tys. widzów na meczu z Legią. W drugiej połowie grupa chuliganów podpaliła papierowe serpentyny, doszło do przepychanek w 12. sektorze. Wówczas cały stadion - przyznaję, że w niecenzuralny sposób (okrzyki "Pojebani") - potępił ich zachowanie. To odniosło skutek. Na kolejnym meczu z ósmego sektora na boisko poleciała szklana butelka, która trafiła w ochroniarza. Kibice sami wyprowadzili sprawcę z sektora i oddali go w ręce porządkowych.

Była to stanowcza reakcja, ale przez dłuższy czas podobny incydent się nie powtórzył. To jest jakieś rozwiązanie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.