Wrocławianie rozpoczęli mecz w eksperymentalnym składzie (w piątce pozostał jedynie Andrius Giedraitis), lecz z podobnym skutkiem jak w ostatnim meczu ligowym z Anwilem. Aż tak źle co prawda nie było, ale Śląsk znów musiał gonić rywala. Fatalnie bowiem rozpoczął mecz przede wszystkim w ataku. I nawet nie chodzi o to, że ponownie widoczny był brak Raimondsa Miglinieksa, bo do pozycji rzutowych mistrzowie Polski swobodnie dochodzili. Problem w tym, że nie było na parkiecie takiego miejsca, z którego by nie spudłowali. W efekcie na początku drugiej kwarty przegrywali nawet 24:11.
Do tego momentu nikt nie potrafił również zatrzymać Milosa Vujanicia, który przez przypadek rozpoczął mecz na ławce rezerwowych (trener gospodarzy źle zgłosił graczy). Najlepszy strzelec Euroligi szybko miał na koncie 12 punków i był sześć razy faulowany, bo pilnowali go na zmianę Robert Skibniewski i Kestutis Marculonis. Dopiero gdy Vujaniciem zajął się Dainius Adomaitis, przewaga Partizana zaczęła topnieć. Adomaitis świetnie grał również w ataku i po jego rzutach z dystansu oraz Pawła Wiekiery było tylko 34:30 dla gospodarzy.
Jeszcze lepiej wrocławianie rozpoczęli mecz po przerwie, głównie dzięki obronie strefowej. W ataku natomiast wreszcie kilka udanych zagrań pokazał Aleksander Kul. Gracze Partizana łapali na nim przewinienia, z czym nie zawsze potrafił pogodzić się ich trener Dusan Vujosević. Dostał nawet przewinienie techniczne, po którym było już tylko 48:51 (mogło być lepiej, gdyby wolnych nie spudłowali Giedraitis i Kul). Później jednak Vujanić udowodnił, że jest jedną z największych gwiazd tegorocznej Euroligi. Po tym, jak wcześniej spudłował wszystkie cztery rzuty z dystansu, nie bał się rzucać dalej, i trafiał w niezwykle ważnych momentach. W trzeciej kwarcie zdobył 13 punktów i przewaga gospodarzy znów była bezpieczna.
Wreszcie w czwartej kwarcie mistrzowie Polski znaleźli sposób i na zdobywanie punktów, i na zatrzymanie Vujanicia. W obronie stanęli strefą, a lidera gospodarzy indywidualnie pilnował Randy Holcomb. Amerykanin okazał się jednak jednym z bohaterów meczu również w ataku, bo właśnie po jego akcjach oraz innego dotąd notorycznie zawodzącego zawodnika Kestutisa Marculonisa wrocławianie objęli drugie prowadzenie w meczu (76:75). Litwin wymuszał faule, trafiał w ważnych momentach i nic dziwnego, że po udanych akcjach cieszył się jak dziecko.
Ostatnie minuty były niezwykle dramatyczne, a oba zespoły mogły wcześniej zapewnić sobie bezpieczną przewagę. Wszystko jednak decydowało się w ostatnich sekundach. Najpierw Dominik Tomczyk trafił pół minuty przed końcem za trzy punkty, ale piłkę mieli jeszcze gospodarze. Niecelny rzut oddał jednak House, a na koniec mistrzowie Polski wygrali piłkę po wznowieniu. Później musieli opuszczać parkiet, osłaniając głowy, bo na parkiet poleciały różne przedmioty.
To zwycięstwo diametralnie zmienia sytuację Śląska w grupie C Euroligi. Jeżeli mistrzowie Polski za tydzień pokonają Ulker Stambuł, ich szanse na awans staną się bardzo realne. Być może również tym występem swoją pozycję w Śląsku uratowali niektórzy zawodnicy, choć Śląsk już zaczął poszukiwania koszykarzy na pozycję rozgrywającego i środkowego.
Kwarty: 19:10, 24:27, 25:23, 17:26
Partizan: Avdalović 0, Kecman 6, House 3, Ostojić 8, Sekulić 8 oraz Vujanić 30 (3), Krstić 14, Canak 12 (2), O`Connor 4 (1), Perović 0.
Idea: Skibniewski 5 (1), Giedraitis 9, Adomaitis 14 (3), Tomczyk 9 (1), Wiekiera 13 (3) oraz Holcomb 17, Zieliński 6 (1), Kul 6, Marculionis 7 (1).
Gracz meczu: Dainius Adomaitis - za całokształt w obronie i ataku.