Nowe gwiazdy w NBA

Na Wschodzie Jay Williams i Caron Butler, na Zachodzie Yao Ming i Drew Gooden. Czy wejdą na stałe do elity NBA?

NOWE GWIAZDY WSCHODU

Jay Williams

Wybrany w czerwcu z numerem 2 w drafcie przez Chicago Bulls przygodę w NBA zaczął nie najlepiej. Na samym końcu ławki zespołu USA mógł przyglądać się podczas mistrzostw świata, jak Amerykanie po raz pierwszy przegrywają. Wychodził na boisko tylko w nieważnych meczach. To chyba jednak ostatni taki przypadek w karierze Williamsa. Ambitny rozgrywający, zdobywający wiele punktów dzięki wejściom pod kosz, a także nieźle rzucający z dystansu, był przez trzy lata gwiazdą uniwersytetu Duke. Zaimponował nie tylko na boisku, ale także w nauce. Chcąc szybciej odejść do NBA nie porzucił po prostu szkoły, jak większość młodych gwiazd NBA, ale zaliczył wszystkie przedmioty i egzaminy z czterech lat studiów w zaledwie trzy.

Teraz przed nim zadanie jeszcze trudniejsze. Jako nowy lider zespołu z Chicago będzie się zawsze zmagał z legendą Michaela Jordana. Na co dzień będzie musiał uaktywnić dwójkę młodych gwiazdorów Bulls Eddy'ego Curry'ego i Tysona Chandlera, którzy potrzebują podań, żeby wreszcie zabłysnąć w NBA. A przecież w zespole jest także Jalen Rose, który chce zdobywać swoje 20 punktów w meczu, a najchętniej sam zostałby znów rozgrywającym, byle nie rozstawać się z piłką. A przecież sam Williams, także chciałby sobie porzucać...

Przed pierwszym sezonem w NBA 21-letni gracz mówi same pozytywne rzeczy. Zanim jeszcze wszedł na dobre do zespołu, obdzwonił wszystkich partnerów z drużyny i rozmawiał z nimi o ich oczekiwaniach. - Wszyscy musimy mieć do siebie zaufanie, skoro w najważniejszych momentach piłka ma być w moich rękach - mówi. Spokojny, wyważony, nie chce być mylony z Jasonem Williamsem z Memphis, który uchodzi za uosobienie szaleństwa. Dlatego przed wejściem do NBA poprosił, żeby nie nazywać go Jason, tylko Jay.

Caron Butler

- Pat Riley ma zamiar wstawić do pierwszej piątki debiutanta? Uwierzę w to dopiero jak zobaczę na własne oczy! - napisał jeden z bardziej znanych komentatorów koszykarskich w USA. Trener Miami Heat nigdy w swojej karierze (wcześniej w Los Angeles i Nowym Jorku) nie zaufał koszykarzowi dopiero rozpoczynającemu karierę. Teraz jednak chyba nie będzie miał wyjścia. Skład Heat jest słabiutki, a 22-letni skrzydłowy Caron Butler nie tylko mówi głośno, że chce grać w pierwszej piątce, ale także swoją postawą na treningach i meczach sparingowych udowadnia, że to ma sens.

Wybrany z numerem 10 w ostatnim drafcie skrzydłowy wychowany na uniwersytecie Connecticut jest bardzo silny i lubi walkę pod koszami. Stylem gry przypomina nieco Paula Pierce'a, lidera Boston Celtics. Tak jak Pierce w 1998, także Butler spodziewał się wysokiego wyboru w drafcie. Kiedy zostali wybrani z numerem 10, obaj ogłosili, że kilka klubów zapłaci gorzko za pominięcie w wyborach. Pierce'owi zemsta się udała. Jak będzie z Butlerem?

NOWE GWIAZDY ZACHODU

Drew Gooden

Wielu fachowców uważa, że w nadchodzącym sezonie skrzydłowy Memphis Grizzlies może być najlepszym z zawodników wybranych w ostatnim drafcie. Już mówi się o tym, ze trzeba znaleźć dla 21-letniego gracza (208 cm wzrostu) miejsce w pierwszej piątce zespołu Cezarego Trybańskiego, a nie będzie o to łatwo, bo na pozycjach skrzydłowych grają tam najlepsi debiutanci poprzedniego sezonu Shane Battier i Pau Gasol.

Gooden został wybrany z numerem 4 w ostatnim drafcie po świetnej grze przez cztery sezonu w zespole uniwersytetu Kansas. Specjalista od zbiórek z roku na rok pokazywał w lidze akademickiej coraz większą wszechstronność. Na ostatnim roku mógł zaimponować średnimi 19,8 punktu i 11,4 zbiórki na mecz. W NBA na razie tego nie powtórzy, ale może za kilka lat? Bardzo silny fizycznie Gooden świetnie bowiem rzuca z dystansu, jest nawet wystarczająco szybki, żeby grać na pozycji niskiego skrzydłowego.

Nowy kolega Trybańskiego wychowywał się przez kilka lat w Europie. Jego ojciec był bowiem zawodowym koszykarzem i grał m.in. w Finlandii, skąd pochodzi matka Drewa. Na wyjazd młodej gwiazdy Memphis śladami tatusia się jednak nie zanosi. W NBA zakotwiczy na dłużej.

Yao Ming

Nikt w USA właściwie dokładnie nie wie, czego się można spodziewać po wybranym w numerem 1 w ostatnim drafcie przez Houston Rockets gigantycznym (225 cm) Chińczyku. 22-letni Yao (to jego nazwisko, Ming to imię) zagrał przeciętnie w mistrzostwach świata, ale obserwatorzy widzieli w wielu zagraniach ogromny potencjał. Jak zwykle pewni siebie Amerykanie uważają, że sa w stanie przekształcić talent Yao na tyle, żeby stał się jednym z najlepszych centrów w historii. Będą wzmacniać jego budowę fizyczną w górnej części ciała i uczyć go gry pod koszem. Dotychczasowe taktyczne ustawianie Yao dalej obręczy uznano za anachronizm chińskiej sztuki trenerskiej.

Jak to wszystko wytrzyma skromny chłopak, który wciąż nie miał czasu nauczyć się języka angielskiego? Dziennikarze amerykańscy cierpią, gdyż oficjalny tłumacz Chińczyka z wrodzoną temu narodowi grzecznością raczej interpretuje wypowiedzi Yao niż je tłumaczy. Niewiele z tego nadaje się potem do wykorzystania, niewiele z tego wynika. Rockets liczą, że Yao potwierdzi, to co widać bez tłumaczenia. Yao ma talent i unikalne możliwości jak na gracza o tym wzroście. Świetnie rzuca, ale także dobrze blokuje i zbiera. Jego kłopotem są faule, często wynikające ze złego ustawienia. W najgorszym wypadku będzie nowym Rikiem Smitsem, a to też nie byłoby źle. Jeśli będzie w stanie przyzwyczaić się do amerykańskiego, a dokładnie teksańskiego stylu życia, razem z Rakietami może wystrzelić wysoko.

Copyright © Agora SA