Herkt pozostanie trenerem kadry koszykarek

W poniedziałek zarząd PZKosz wybierze nowego trenera kadry koszykarek. Nowego tylko formalnie, bo tak naprawdę nie dokona nawet żadnego wyboru. Na stanowisku pozostanie Tomasz Herkt

Herkt pozostanie trenerem kadry koszykarek

W poniedziałek zarząd PZKosz wybierze nowego trenera kadry koszykarek. Nowego tylko formalnie, bo tak naprawdę nie dokona nawet żadnego wyboru. Na stanowisku pozostanie Tomasz Herkt

Poprzedni kontrakt Herkta - jedynego w historii polskiego trenera, który został mistrzem Europy w grach zespołowych, a także po raz pierwszy poprowadził reprezentację koszykarek na igrzyskach olimpijskich - stracił ważność 31 grudnia. Obecnie 44-letni szkoleniowiec jest jedynym kandydatem na stanowisko trenera kadry i z pewnością nim pozostanie.

Fachowiec od błędów

Dlaczego nikt więcej nie zgłosił chęci przejęcia jego funkcji? - Bo nie robimy konkursu na to stanowisko - mówi wiceprezes Polskiego Związku Koszykówki Tadeusz Huciński, który zamierza 22 stycznia zarekomendować Herkta zarządowi związku. Tego samego dnia zostanie także podjęta decyzja, ale Huciński nie ma wątpliwości już teraz. - Trener Herkt poprowadził Polki do tytułu mistrzyń Europy. On też jako pierwszy w historii polski trener zespołu koszykarek awansował do igrzysk olimpijskich. Ma sprawdzony warsztat, wiedzę o przeciwnikach. A mistrzostwa Europy we Francji są już we wrześniu. Na tym etapie nie powinno się eksperymentować. Wybranie innego trenera byłoby błędem - uzasadnia swoje poparcie Huciński.

Obecny wiceprezes PZKosz, były wieloletni trener kadry koszykarek, jeszcze do niedawna był zagorzałym krytykiem Herkta. Teraz to właśnie on popiera go najgłośniej. Jeszcze podczas igrzysk w Sydney mówił na łamach "Gazety": "Grze Polek często brakowało tempa i rytmu. Polki nie grały w stylu, jaki pokazały podczas zwycięskich ME '99".

Dlaczego teraz Huciński jest orędownikiem byłego i przyszłego trenera reprezentacji? - Moja krytyka była potrzebna, by poprawić źle funkcjonujące elementy. Nie cofam tych słów. Nawet sam powiedziałem o tym trenerowi Herktowi. On popełnił na igrzyskach kilka błędów, ale wierzę, że teraz je naprawi - mówi wiceprezes PZKosz. - Najważniejsze jednak to zauważać te błędy. A moja krytyka, jako osoby pracującej 18 lat w reprezentacji, nie miała na celu zdyskredytowania osoby szkoleniowca. Jestem fachowcem w tej dziedzinie i wypowiadając swoje opinie, miałem dobre intencje - dodaje, nie mówiąc, czy wpływ na jego opinię miało także mianowanie go w międzyczasie wiceprezesem PZKosz.

Krytyki ciąg dalszy

Nie tylko zresztą Huciński krytykował Herkta lub po prostu dziwił się jego postępowaniu. Podobnie było z trenerem Hubertem Wagnerem, który nie wiedział, dlaczego Herkt przed igrzyskami nie wierzył w możliwości swoich zawodniczek. Identycznie wypowiadał się były trener kadry koszykarzy Arkadiusz Koniecki, a i same zawodniczki twierdziły, że plan minimum Herkta (który zakładał wejście do ćwierćfinału) ich nie interesuje. - Czy to dobrze, że trener jest ostrożny w swoich wypowiedziach? Ja staram się nie słuchać, jaki wynik go zadowala. Wiem, co zadowoli mnie. Od czego zależy sukces? Od wiary - mówiła przed igrzyskami Elżbieta Trześniewska. Co mówił wtedy Herkt? - Na mistrzostwach Europy mój zespół zagrał fenomenalnie, ale nie oznacza to, że jesteśmy koszykarską potęgą. Nie mamy aż takiego potencjału, o jaki można by posądzić drużynę, która zdobyła mistrzostwo Europy. Jeśli ktoś oczekuje od nas cudów w Sydney, to mówię mu: cud się nie zdarzy.

I takie właśnie jego wypowiedzi budziły największe kontrowersje. Szczególnie po igrzyskach, kiedy Polki faktycznie osiągnęły tylko cel minimum (zajmując ósme miejsce), choć same twierdziły, że stać je na więcej. - Gdyby mi ktoś dał przed igrzyskami czystą kartkę i kazał wpisać, które miejsce zajmie w turnieju Polska, wpisałabym minimum trzecie. Było nas na to stać. Ale niektóre dziewczyny zostały po prostu zahamowane. Kiedy trener mówi, że jedziemy na igrzyska po ósme miejsce, to bardzo hamuje. Jeśli się wierzy w sukces, na pewno łatwiej go osiągnąć. Tymczasem w naszej drużynie panuje myślenie zupełnie odwrotne - mówiła wtedy Małgorzata Dydek. - Wówczas myślenie Herkta było minimalizmem. Wierzę, że jeśli zagramy w Chinach [mistrzostwa świata w 2002 r.] czy nawet Atenach [igrzyska w 2004], jego podejście się zmieni, bo będziemy bogatsi o bagaż doświadczeń - dodaje najlepsza dziś polska koszykarka. - Sądzę, że trener Herkt zrozumie, że na mistrzostwa Europy jedzie się po to, żeby wygrać. Będziemy z nim o tym rozmawiać - mówi Huciński.

- Wagner dziwił się moim wypowiedziom, mówiąc, że on przed Montrealem bezgranicznie wierzył w swoich siatkarzy. Ale zauważmy, że byli oni wtedy mistrzami świata. Jeśli za rok wygramy turniej w Chinach i awansujemy do igrzysk w Atenach, to powiem, że w 2004 roku wygramy mistrzostwo olimpijskie - mówi Tomasz Herkt.

Huciński staje murem za Herktem i odpiera każdy atak. - Zawsze kiedy kobiecy zespół gra poniżej oczekiwań, występuje rozgoryczenie. Trudno się więc dziwić ich nieprzychylnym wypowiedziom. Kiedy ja byłem trenerem, moje zawodniczki nawet kilka razy słały listy do zarządu PZKosz, żeby zmienić trenera. W tym przypadku tego nie było, ale to typowe zachowanie - tłumaczy wiceprezes.

- Stworzyliśmy zespół, który na ME był doskonale umotywowany, zmobilizowany. Od tamtej pory nie zmieniłem swojego stosunku do dziewcząt, stąd nie rozumiem, dlaczego po igrzyskach ktoś miał zastrzeżenia. Niedosyt dziewcząt spowodował nie zawsze obiektywne oceny. Teraz być może będę musiał z dziewczętami więcej rozmawiać - dodaje Herkt.

Góry nie przeniesiemy

Trener nie ma sobie nic do zarzucenia, choć nawet dziś jego koszykarki twierdzą, że atmosfera w zespole w Sydney była nie najlepsza. - W Sydney brak porozumienia był widoczny. Liczyłyśmy na taki kontakt jak na ME rozgrywanych w Polsce. Ale nie chcę nikogo winić. Wszyscy ponosimy tego konsekwencje. Wypowiedzi Herkta sprzed igrzysk nie świadczą, że jest minimalistą, ale faktem jest, że powinien mieć większe ambicje. Wierzę, że teraz wyciągnął wnioski i na ME we Francji bardziej uwierzy w sukces. Jego wybór jest zasłużony - mówi Krystyna Szymańska-Lara, która w Sydney grała krótko ze względu na kontuzję.

Herkt dodaje: - Po Sydney wyciągnąłem wnioski nie tylko szkoleniowe, ale także z zakresu psychologii prowadzenia zespołu. Mam kapitalny bagaż doświadczeń.

Przed igrzyskami trener twierdził, że na zwycięstwa jest jeszcze za wcześnie, bo na razie jego zespół zdobywa doświadczenie. Czy teraz przed ME zmieni swoje podejście i powie, że do Francji pojedzie walczyć o obronę tytułu? - My możemy powiedzieć sobie wszystko. Nawet, że stać nas na przeniesienie góry, ale zderzenia z górą lodową nie wytrzymał nawet "Titanic". Na mistrzostwach Europy wszystko jest możliwe, ale zadanie mamy trudne. Naszym podstawowym celem jest kwalifikacja do mistrzostw świata, a więc zajęcie miejsca w pierwszej piątce ME. W historii kilku ostatnich ME nikomu nie udało się obronić tytułu. Daj Boże, żebyśmy byli pierwszym takim zespołem - odpowiada.

Jakich dokona zmian w swojej kadrze? - Za wcześnie mówić o powołaniach. Sezon trwa i będę się przyglądał wszystkim zawodniczkom. Szansę mają co najmniej cztery dziewczęta z warszawskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego, które są nawet w stanie wywalczyć stałe miejsce w mojej kadrze. Skład szkoleniowy się nie zmieni - mówi Herkt.

Tomasz Kułakowski

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.