Rio 2016. Polska-Szwecja 25:24. Awans jest blisko, w poniedziałek kolejny finał: ze Słowenią

Więcej charakteru niż piłki ręcznej, ale kto to będzie pamiętał. Cel osiągnięty: Polska pokonała Szwecję jedną bramką 25:24 i zrobiła wielki krok w stronę ćwierćfinału. W ostatnim meczu, w poniedziałek o 14.30 ze Słowenią stawką będzie awans z jak najlepszego miejsca. Niestety, zagramy zapewne bez Michała Jureckiego

Czym byłyby kolejne mecze Polaków bez nauk trenera Tałanta Dujszebajewa o życiu. - Czy my dzięki temu zwycięstwu odzyskaliśmy grunt pod nogami? Nie. Takie rzeczy to mogą powiedzieć ludzie, którzy doświadczyli wojny albo biedy. Kto nie ma szans na normalne życie, ten ma presję. My się ścigamy z czasem, robimy co możemy, jakąś tam presję mamy, ale grunt pod nogami to się ludziom usuwa w Syrii, a nie w jakimś turnieju - mówił Dujszebajew po meczu ze Szwedami. Wymęczony jak to zwycięstwo, ale szczęśliwy.

Wyszomirski: To zwycięstwa, a nie rozmowy, budują atmosferę

Od kiedy jego piłkarze powiedzieli sobie: gramy w Rio same finały, wygrali już dwa. Wysoko z Egiptem i ledwo ledwo ze Szwecją. Ale to ledwo ledwo trzeba docenić. Rywal grał o być albo nie być. Grał, jak powiedział jego trener, Staffan Olson, najlepszy mecz w Brazylii. I odpadł z turnieju. A Polska gra dalej. Ta drużyna jeszcze niedawno, po dwóch porażkach na początek igrzysk, była pogubiona, zwoływała wewnętrzne narady, wypatrywała jakiegoś przełomu. A teraz ma przed sobą kolejny finał, ze Słowenią w ostatniej kolejce grupowej. Do awansu z grupy, w której nie ma drużyny bez porażki, wystarczy jej remis. Może być w ćwierćfinale nawet jeśli przegra, o ile Niemcy pokonają Egipt. Ale Polacy chcą zwycięstwa, nawet brzydkiego i minimalnego, żeby awansować z wyższego miejsca i trafić w ćwierćfinale na teoretycznie słabszego rywala. - Tak, mieliśmy rozmowy w drużynie po dwóch porażkach. Ale to nie rozmowy a zwycięstwa budują atmosferę. Zwłaszcza takie zwycięstwa jak ze Szwecją, gdy raz prowadzą jedni, raz drudzy - mówił bramkarz Piotr Wyszomirski, który zmienił Sławomira Szmala w wyjściowym składzie.

Każdy dołożył coś od siebie

Był taki moment w spotkaniu ze Szwecją, gdy wydawało się, że Polacy już nie przywrócą tego starcia do stanu względnej równowagi, ze zmieniającym się co chwila prowadzeniem. To było na początku drugiej połowy, po długich minutach bez wykorzystanej szansy, pięciu bramkach z rzędu dla Szwedów. Prowadzenie Polaków zmieniło się w największą w meczu przewagę Szwedów: trzy gole, 18:15, po dwóch trzecich meczu. Trzeba było gonić, a jednocześnie nie spieszyć się przesadnie, żeby nie wpaść w spiralę błędów. Bo to byłaby strata już nie do odrobienia.

Właśnie wtedy Polacy najmocniej pokazali charakter. Dogonili i zaczęli przeganiać. Na dziewięć minut przed końcem Szwedzi ostatni raz prowadzili, potem to oni musieli zamienić się w goniących. A u Polaków każdy wtedy dołożył coś od siebie, również rezerwowi. W drugiej połowie, gdy skuteczność interwencji Wyszomirskiego mocno spadła, wrócił do gry Sławomir Szmal i to jego interwencja otworzyła drogę do powiększania przewagi. Odbitą przez Szmala piłkę złapał i rzucił do pustej bramki Mariusz Jurkiewicz, który przed meczem zastąpił w składzie Łukasza Gieraka. - Zrobiłem tę zmianę, żeby mieć więcej opcji w obronie - tłumaczył Dujszebajew. Po rzucie Jurkiewicza Polska miała dwie bramki przewagi, potem do pustej bramki rzucił po kontrze Krzysztof Lijewski, najlepszy strzelec zespołu po Karolu Bieleckim (8 goli, Lijewski 6). Wydawało się, że tu jest po emocjach. Ale nie z tą drużyną takie spokojne końcówki. Z trzech bramek przewagi na niespełna dwie minuty przed końcem też może się urodzić jakiś thriller. Jeden dobry atak Szwedów, jedna zgubiona przez Polaków piłka i było krok od remisu na 32 sekundy do końca. Ale na tym się na szczęście skończyło szarpanie nerwów.

Dujszebajew: Słowenia wypoczęta. A my pewnie bez Jureckiego

- Jesteśmy zmęczeni, były nerwy, Słowenia będzie miała ponad 10 godzin więcej na odpoczynek, a ja mam takiego Krzyśka Lijewskiego, który zagrał cały mecz bez zmiany. Można wymieniać, jakie mieliśmy problemy: marnowaliśmy okazje w pierwszej połowie, nie mieliśmy szczęścia do stykowych sytuacji, zwykle kończyły się piłką w rękach Szwedów. Ale zapamiętam przede wszystkim, że mieliśmy charakter. I potrafiliśmy wygrać nawet bez Michała Jureckiego - mówił Dujszebajew. Jurecki nie wyleczył kontuzjowanej w meczu z Egiptem kostki na tyle, by wyjść na boisko przeciw Szwedom. Nie wiadomo, czy zagra ze Słowenią. Piłkarz mówi, że kostka z każdą godziną wygląda lepiej. Trener - że Michał raczej nie zagra. - A potem zagra i powiecie że kłamię, wiem. Ale mówię jak to wygląda teraz - uśmiecha się.

Nie ma faworytów

- Trener zmienia skład, oszczędza nasze siły, chce żeby każdy grał mniej więcej tyle samo. Cieszę się, że udało mi się odciążyć trochę Sławka - mówił Wyszomirski. - Ja mam dużo pomysłów. Tylko szkoda że nie miałem lepszego z Brazylią na otwarcie, wtedy bylibyśmy w dużo weselszej sytuacji - wypominał sobie Dujszebajew. - Każdy mecz to dalej finał, tu się nic nie zmienia.

- Wiemy jak bardzo trzeba tu wyszarpać każdą piłkę, bramkę, zwycięstwo - tłumaczył Jurkiewicz. - Słowenia to świetna gra jeden na jeden, szybkość, kontry, techniczni piłkarze o słabszych warunkach fizycznych niż nasze - mówił Sławomir Szmal. I dodał. - Słoweńcy grają tutaj bardzo dobrze. Ale jednej rzeczy już się w tym turnieju nauczyliśmy: że nikt w nim nie jest faworytem.

Mecz ze Słowenią w poniedziałek o 14.30 polskiego czasu.

Najlepsze memy olimpijskie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.