Na lotnisku pod Krakowem Rafała Majkę witała duża delegacja z rodzinnych stron - z Klękiem, jego pierwszym trenerem, przyjechała grupa młodych kolarzy z Krakusa Swoszowice. Stanęli z dużym banerem powitalnym. Były też kwiaty, prezenty i "Sto lat!".
Byli też przede wszystkim rodzice. Mama przytuliła syna, tata ucałował zdobyty przez niego medal, a trener przerzucił Majkę przez ramię jak worek z piaskiem.
- Czy łezka się w oku zakręciła? No pewnie, ale to z radości - uśmiecha się Piotr Majka. Jego syn opowiadał m.in., że medal olimpijski to najcenniejsze trofeum w jego karierze. Ale nie ukrywał, że jeszcze kilka kilometrów przed metą liczył na złoto.
"Widzisz, jak dobrze cię pchałem sprzed telewizora?" - zaczepił go Klęk.
"Jakby trener dobrze pchał, to byłoby złoto" - odgryzł się Majka.
Z Balic wszyscy pojechali do Zegartowic, gdzie Majkę witali mieszkańcy jego rodzinnej miejscowości.