Korona z przebłyskami, ale wciąż bez zwycięstwa

Ponad dwadzieścia strzałów na bramkę, w tym dwa celne. Już same statystyki pokazują, że pierwszy w tym sezonie mecz na Kolporter Arenie, delikatnie mówiąc, nie stał na najwyższym poziomie.

W porównaniu z wyjazdowym spotkaniem z Pogonią Szczecin, trener Tomasz Wilman zdecydował się na jedną zmianę w wyjściowej "jedenastce". Ale zapewne nie tę, której spodziewała się większość kibiców Korony. Mecz z Piastem, chyba dość niespodziewanie, z ławki rezerwowych rozpoczął Miguel Palanca. Nieco rozczarowującego swoją grą w pierwszych dwóch spotkaniach Mateusza Możdżenia zastąpił za to Marcin Cebula. 20-latek zaprezentował się solidnie, był aktywny, nie tylko w przodzie, ale także w destrukcji. Kontuzja mięśnia czworogłowego zmusiła go jednak do przedwczesnego opuszczenia boiska.

Bardzo chcielibyśmy napisać cokolwiek pozytywnego o postawie którejkolwiek z drużyn w pierwszych 45 minutach niedzielnego spotkania. Owszem, tempo gry, może nie było najgorsze, ale końcowe statystyki nie kłamały - Korona i Piast nie dość, że nie potrafiły oddać choćby jednego celnego strzału na bramkę rywala, to nawet nie były w stanie wypracować sobie rzutu rożnego... Najjaśniejsza postać na boisku? Nic nowego. Po raz kolejny był nią Nabil Aankour. Marokańczyk, chyba jako jedyny, nie tylko przejawiał chęć do zaskoczenia defensywy przeciwnika, ale miał na to pomysł. Jedynym, choć w sumie dużym istotnym problemem, była jednak precyzja ostatniego podania. Tak było w 12. (ciekawy cross do Vladislavsa Gabovsa), w 43. (ponownie spóźniony Łotysz) i 44. minucie (nie trafił w piłkę Łukasz Sekulski). A co zaprezentował w tej części gry wicemistrz Polski? Bardzo niewiele. Będąc nieco złośliwym, można byłoby stwierdzić, że najlepszym zawodnikiem w jego szeregach był... bramkarz Korony Michal Pesković. To po niepewnych interwencjach Słowaka gospodarzom groziło największe niebezpieczeństwo (vide: sytuacja z 15. minuty, gdy w polu karnym żółto-czerwonych zaskoczony prezentem od Peskovicia "zgłupiał" Sasa Zivec).

Druga odsłona już zdecydowanie bardziej przypominała pojedynek dwóch zespołów występujących w najwyższej klasie rozgrywkowej. Emocje rozpoczęły się od... gola dla kielczan. Niestety, nieuznanego przez sędziego Bartosza Frankowskiego - jego zdaniem piłka po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Aankoura opuściła linię bramkową, wskutek czego efektowna "główka" Diawa nie miała już większego znaczenia. Po kilku minutach bliscy szczęścia byli przyjezdni (Sławomir Szeliga w słupek). A gdy już gracze obu drużyn otworzyli statystykę celnych strzałów, od razu przełożyło się to na gole. Przy trafieniu dla gości znowu nie popisał się Pesković, dając się przelobować Szelidze strzałem głową z 13 metrów. A przy wyrównującym dla Korony przepiękną asystą błysnął Bartosz Rymaniak, choć co należne trzeba też oczywiście oddać precyzyjnemu Sekulskiemu. Po wyrównującym golu dla żółto-czerwonych spięć pod obiema bramkami było już jak na lekarstwo. Lekko przeważali gliwiczanie, ale defensywie Korony, jak zresztą przez większość pojedynku, udało się uniknąć większych błędów.

W 64. minucie na boisku pojawił się wyczekiwany Miguel Palanca. Zarówno samo wejście na boisko, jak i każdy kontakt z piłką Hiszpana spotykały się z żywiołową reakcją publiczności, ale poza jednym efektownym dryblingiem, nie stworzył większego zagrożenia pod bramką Piasta.

Za tydzień kolejne emocje na Kolporter Arenie. Podopieczni Tomasza Wilmana zmierzą się z poznańskim Lechem (sobota, godz. 20.30).

Korona Kielce - Piast Gliwice 1:1 (0:0)

Bramki: Sekulski (73.) - Szeliga (71.)

Korona: Pesković - Rymaniak, Diaw, Dejmek, Kallaste - Gabovs (64. Palanca), Grzelak, Cebula (46. Możdżeń), Aankour, Pilipczuk - Sekulski (75. Przybyła Ż).

Piast: Szmatuła - Pietrowski, Korun Ż, Sedlar, Hebert - Mokwa, Murawski Ż, Zivec (80. Barisić), Badia (63. Bukata), Mraz (76. Moskwik) - Szeliga.

Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów: 5062.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.