Tadeusz Iwanicki: Obrońcy rzadko występują w pierwszoplanowych rolach. Tobie się to udało, w meczu z Chrobrym wykorzystałeś rzut karny, chwilę później rywal przestrzelił i Raków awansował do 1/16 Pucharu Polski...
- Stres był ogromny. Jestem wychowankiem Rakowa więc tętno skoczyło mi tym bardziej, było pewnie z 250 na sekundę. Ale dałem radę, wiedziałem, że muszę strzelić i strzeliłem. Nie ma co ukrywać, że mam z tego powodu dużo radości, bardzo fajnie się z tym czuję. Grając w Rakowie pięć lat czekałem na takie wydarzenie w mojej karierze, takie odbicie. Nie udała się walka o awans, ale teraz fajnie rozpoczynamy sezon i możemy być optymistami. Nie chcemy niczego obiecywać, ale mamy silną drużynę, którą na pewno stać na awans.
Kto w tej lidze może być groźny?
- Wiele zespołów. Uważam, że liga będzie bardzo wyrównana. Jest GKS
Bełchatów, beniaminek z Elbląga, który ponoć się wzmocnił, dalej Warta
Poznań, Polonia
Warszawa... Może być ciekawie, bo te kluby są silne także kibicowsko.
Ty walczysz o miejsce w drużynie i jeżeli je wywalczysz, będziesz w składzie jednym z nielicznych wychowanków. W meczu z Chrobrym zagrałeś tylko ty i Piotr Malinowski...
- Zgadza się. Trener sprawdza różne koncepcje i wszystko zależy od jego decyzji. Ja od siebie mogę tylko powiedzieć, że zawsze dawałem i będę dawał sto procent. Chcę grać dla Rakowa możliwie najdłużej. A jestem w klubie od trampkarza, w sumie chyba już 13 lat.
Z przerwą na Gwarka Zabrze...
- Tak, byłem w
Zabrzu trzy lata, ale wróciłem i jestem tutaj piąty sezon. W Rakowie od samego początku prowadził mnie Zbigniew Dobosz, to on mnie wtajemniczył w to piłkarskie życie i wiele mu zawdzięczam. Chociaż pracowałem jeszcze Robertem Olbińskim, Andrzejem Samodurowowem, trenerem Woszczykiem...Z tej mojej grupy w Rakowie jest jeszcze Łukasz Kmieć.