Krzysztof Mączyński czeka na korzystną ofertę dla siebie i Wisły

W poniedziałek Krzysztof Mączyński wraca do treningów z Wisłą. Nie wiadomo jednak, jak długo zostanie w Krakowie.

Wciąż czuje pan niedosyt po porażce w rzutach karnych z Portugalią?

Krzysztof Mączyński: Impreza już się skończyła i patrzymy w przyszłość. Otwieramy nowy rozdział, za dwa miesiące są eliminacje do kolejnego wielkiego turnieju. To, co było, wyrzucamy z głów.

Dopiero w tym tygodniu wraca pan do treningów. Dłuższy odpoczynek po Euro się przydał?

- Dla każdego z nas tydzień czy dwa wolnego to fajna sprawa, by się zregenerować. Spędziliśmy razem półtora miesiąca, za nami ciężkie mecze i treningi. Był nam potrzebny relaks, spędzenie trochę czasu z rodziną. Dla mnie to był pierwszy rodzinny wyjazd od kilku lat. Ostatnio obozy i przygotowania do sezonów na to nie pozwalały. Wykorzystałem urlop w stu procentach.

Kiedy będzie pan gotowy do gry?

- W poniedziałek zaczynam treningi. Na 21 lipca planowany jest wyjazd do Gdyni. Jestem po okresie przygotowawczym, proszę wierzyć, że żaden z nas, kadrowiczów, nic nie straci przez dwa tygodnie. To był czas, by oczyścić głowy.

Panu odpoczynek pewnie szczególnie się przydał, bo był pan jednym z najwięcej biegających polskich piłkarzy.

- Każdy dał z siebie maksimum. W stu procentach wywiązaliśmy się z założeń taktycznych. Fajnie, że osiągnęliśmy dobry wynik i każdy z Polaków mógł cieszyć się z sukcesu.

Słychać o zainteresowaniu panem zachodnich klubów, m.in. Olympique Marsylia.

- Na dziś jestem zawodnikiem Wisły i nie ma o czym gadać. A jeżeli wy, dziennikarze, jeszcze nie wiecie, z kim negocjujemy, jestem mile zaskoczony. Informacje, które pojawiają się z różnych źródeł, czasami trzeba podzielić przez dwa. O tym, z kim rozmawiamy, wiemy tylko my i prezesi. Mam dwuletni kontrakt z Wisłą. Jeżeli będzie okazja wyjazdu, a propozycja będzie korzystna i dla mnie, i dla klubu, skorzystamy. Jeśli nie, zostaję w Krakowie. Tu mam rodzinę, ona jest dla mnie najważniejsza i wspólnie podejmiemy decyzję.

Niecały tydzień po mistrzostwach we Francji doszło do zamachu, w dodatku w Nicei, gdzie graliście pierwszy mecz turnieju. Czuje pan ulgę, że w czasie Euro było bezpiecznie?

- Przez całe zgrupowanie byliśmy bardzo dobrze chronieni. Zwyczajni ludzie takiej ochrony nie mają. Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo spisały się perfekcyjnie. Trudno cokolwiek powiedzieć o tym, co stało się w czwartek. To tragedia nie tylko dla Francji, ale dla nas wszystkich. Nie mieliśmy okazji zwiedzać miejsc, gdzie doszło do zamachu, bo byliśmy w hotelach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.