"Narodziła się nowa gwiazda" - grafikę z takim hasłem i zdjęciem Bartosza Kapustki opublikował wczoraj popularny portal goal.com. Za występ w niedzielnym meczu reprezentacji Polski z Irlandią Północną (1:0) piłkarza Cracovii chwalą prawie wszyscy: włącznie z Garym Linekerem i Rio Ferdinandem, byłymi gwiazdami angielskiej piłki. Tylko tata jakby stara się tonować emocje...
Kazimierz Kapustka: (śmiech) Jestem w pracy, a najwięcej czasu poświęcam na rozmowy telefoniczne na temat syna. Jest wokół niego dużo szumu, ale podchodzę do tego spokojnie. Bardziej denerwuje się żona. Szczerze? Dopiero kiedy wyjdziemy z grupy, to będzie można się cieszyć. Najważniejsza jest reprezentacja, a występy Bartka są na drugim miejscu. Zagrał dobrze, ale oczywiście zawsze może być lepiej.
- Czuję radość, to na pewno. Bo takie występy nie zdarzają się zbyt często. Powiem szczerze, po raz pierwszy denerwowałem się tak mocno, oglądając mecz. Stawka była wysoka i fajnie, że Bartek poradził sobie z presją. Nawet trochę go za to podziwiam. Wcześniej szanse na to, że zagra w pierwszym składzie, oceniałem na 50 procent. Sygnałów od niego nie miałem, bo odkąd wyjechał do Francji, nie rozmawiałem z nim. Staram się nie przeszkadzać.
- Wystarczyło, że SMS-a z gratulacjami napisałem. On bez tego wie, że mu kibicuję. Na razie kontaktował się z nim nie będę. Jak wróci, przyjdzie czas na rozmowę.
- Przy każdej okazji powtarzam mu, by cieszył się życiem. I że najważniejsze jest zdrowie, a gra w piłkę ma mu po prostu dać radość. Mówię mu, by się rozglądnął. Ludzie przeżywają różne tragedie, a jego nawet kontuzje omijają.
- Pierwszy raz poza domem. Zorganizowaliśmy małą strefę kibica w domu strażaka. Nie powiem, że przyszli wszyscy mieszkańcy Podgórskiej Woli, bo w jednym pomieszczeniu byśmy się nie pomieścili, ale ok. stu osób było.
- Uuu, wyjątkowo dużo. Mój telefon jest zresztą czerwony od SMS-ów. To miłe.
- Kiedy jest w Krakowie, rozmawiamy co drugi dzień. Oczywiście to ja muszę dzwonić, bo on to rzadko robi. Ostatnio wiele w jego życiu się zmieniło. Ma samochód. Mówił, że jak kupi auto, będzie częściej przyjeżdżał do domu, a wcale tak nie jest (śmiech).
- I to mnie martwi.
- W tej kwestii nic nie wiem. On sam się od tego na razie odcina i chyba dobrze, bo musi się skupiać na grze. Jeśli chodzi o transfer, niczego mu nie będę doradzał. Tu nie ma złotego środka.
- To była szybka akcja. Od razu pojechałem do Krakowa i przywiozłem go do domu, by spędził z nami trochę czasu, wyciszył się. Z drugiej strony nic wielkiego się nie stało. Bartek na szczęście dobrze wie, jak działają media. I umie sobie radzić z presją. Zresztą chyba ma to po mnie. Sam też do wszystkiego podchodziłem na spokojnie i w razie czego mówiłem sobie: "trudno, trzeba żyć dalej".
- Wtedy bardzo się stresował, czasem trzeba było go popchnąć, by wsiadł do samochodu. Ale na miejscu, kiedy już wyszedł na boisko, wszystko puszczało. Po miesiącu, może dwóch różnicy między nim a starszymi nie było już widać.
- Niektóre jego decyzje mi się nie podobają. Chodzi o codzienne sprawy, bo akurat w futbolu to on sobie radzi doskonale. Np. mandaty za parkowanie mu się zdarzają. To może nic wielkiego, ale akurat na takie rzeczy zwracam uwagę.
- Podczas oglądania meczu Polski z Irlandią Północną rozmawialiśmy na ten temat. Nie wiem, czy po mistrzostwach będzie miał czas. Ale fajnie by było, gdyby się spotkał ze wszystkimi, którzy tu za niego trzymali kciuki.
Do Francji zjechali nie tylko brutalni kibole. Oto dowody! [ZDJĘCIA]