Marcin Kamiński po transferze do VfB Stuttgart: Lech Poznań to mój dom i chciałbym kiedyś do niego wrócić

- Ci, którzy mnie znają wiedzą też, że nie miałem nic do czynienia ze słowami, które wtedy padły. Na szczęście to już jest za mną, choć w dniu, w którym to się wydarzyło, gdy zawisł ten transparent na mój temat, to było bardzo bolesne - mówi w rozmowie z weszlo.com były obrońca Lecha Poznań Marcin Kamiński, który we wtorek podpisał kontrakt z VfB Stuttgart.

Marcin Kamiński przez najbliższe trzy lata będzie piłkarzem niemieckiego VfB Stuttgart. - Wszystko działo się naprawdę dynamicznie, nie chcę powiedzieć że na wariackich papierach, ale na pewno bardzo szybko. Nie było nawet czasu, żeby do Przemka Tytonia się dodzwonić, porozmawiać z nim. Ale spotkałem się już z trenerem, więc nie jest tak, że nie wiem na czym stoję - mówi Kamiński i dodaje: - Ściąga mnie po to, żebym był istotną częścią drużyny. Mówił mi wprost, że to będzie zupełnie inny futbol, nowy styl, do którego muszę się przyzwyczaić. Po pierwsze - dużo cięższa praca. Jeżeli się w szybkim czasie zaadaptuję, to moje szanse na granie będą znacznie większe.

Marcin Kamiński miał też propozycje z innych klubów. Już zimą próbowały go nakłonić do transferu NEC Nijmegen i Chicago Fire, zaś latem do grona zainteresowanych dołączyły Trabzonspor, Hapoel Tel Awiw, AEK Ateny. - Większość z nich to była prawda, tylko że niektóre rzeczy, jak choćby to, że jestem dogadany z Trabzonsporem były po prostu zmyślone. W momencie, w którym w ogóle pojawił się temat Trabzonu, od razu podziękowaliśmy, nie próbowaliśmy. Ale gdzie było najbliżej? Wiadomo, że w zimie rozmowy były, i to dość zaawansowane, z NEC Nijmegen. To był najpoważniej rozważany kierunek. Rozmawiałem już nawet z prezesem klubu odnośnie tego czy chcę przyjść, czy chcę tam być. To oczywiście w styczniu. A latem? Eintracht Brunszwik się pojawił, też byłem już oglądać klub, miasto. Z Chicago Fire również sprawa była dość zaawansowana, kilka razy rozmawiałem z trenerem, przedstawiono mi konkretną ofertę kontraktu, wiedziałem na jakie warunki mogę liczyć. Ale zdecydowałem, że w tym momencie to nie jest dla mnie najlepszy kierunek - zdradza Marcin Kamiński.

Pożegnanie z Lechem nie było jednak miłe, bo kibice mieli pretensje do obrońcy o zachowanie przed finałem Pucharu Polski, kiedy na filmie opublikowanym przez Nickiego Bille, ktoś skomentował przyjście kibiców na pożegnanie lechitów słowami "że też im się chciało", a fani Kolejorza uznali, że wypowiedział je właśnie Kamiński. Piłkarz bronił się, że to nie były jego słowa. - Powiem szczerze, że ja nie mam sobie nic do zarzucenia o tę sytuację, o którą ludzie mieli pretensje. Ci, którzy mnie znają wiedzą też, że nie miałem nic do czynienia ze słowami, które wtedy padły. Na szczęście to już jest za mną, choć w dniu, w którym to się wydarzyło, gdy zawisł ten transparent na mój temat, to było bardzo bolesne. Szczególnie że sporo bliskich osób przyjechało zobaczyć mecz z Ruchem wiedząc, że to moje ostatnie spotkanie tutaj, że nie zostaję w Poznaniu i będę szukał innych rozwiązań - przyznaje Kamiński.

Mimo to piłkarz nie czuje żalu i ma nadzieję, że kiedyś wróci na Bułgarską. - Byłoby to dla mnie coś fajnego, jeżeli kiedyś mógłbym wrócić do Poznania i jeszcze parę lat pograć przy Bułgarskiej. To przecież jest mój dom, to jest miejsce, w którym się wychowałem. Jako człowiek i jako piłkarz - przyznaje.

Cała rozmowa z Marcinem Kamińskim do przeczytania - tutaj

Więcej o:
Copyright © Agora SA