Polska - Litwa 0:0. Na Euro 2016 życzmy Polakom powodzenia

Było 33 tys. kibiców gotowych do świętowania, ale ani jednego gola. Reprezentacja Polski w Krakowie zremisowała z Litwą, a dziś z Balic wylatuje do Francji.

- Szkoda, że kibice nie zobaczyli bramki. Bardzo nas wspierają i chcieliśmy dać im trochę radości. Ale jeszcze zdążymy to zrobić we Francji. Najważniejsze, byśmy tam pokazali dobrą formę - mówi Adam Nawałka, trener reprezentacji Polski.

To miał być przedsmak Euro 2016. Niby stawka nie była wysoka, ale na każdym kroku dało się wyczuć, że nie jest to też zwykły mecz towarzyski. "Drodzy przyjaciele, czas na ostatni sprawdzian przed mistrzostwami Europy!" - to słowa Zbigniewa Bońka, prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, zacytowane w oficjalnym biuletynie rozdawanym dziennikarzom.

Być może w kadrze role są już podzielone i starcie z Litwą dla piłkarzy zmieniało niewiele, ale dla kibiców to było duże wydarzenie. Stolicę Małopolski ominęło m.in. Euro 2012, więc tak elektryzującego meczu z udziałem reprezentacji Polski po 1989 roku jeszcze tu nie było.

Kilka dni temu w "Wyborczej" opisywaliśmy mecz Polski z Izraelem z 1998. Odbył się na tym samym stadionie, ale trybuny świeciły pustkami (było nieco ponad 4 tys. osób), wokół polskiej piłki unosił się smród konfliktów, a na trybunach prędzej można było wyczuć atmosferę dożynek niż święta.

Balony trzeba pompować

Tym razem było zupełnie inaczej. Przyszło dokładnie 33 027 osób. Przed stadionem biegały dzieciaki w koszulkach ich idola Roberta Lewandowskiego, bilety zostały wyprzedane na pniu i na każdym z sektorów było tłoczno jak w ulu. - Czy odpowiada nam ta piłkarska gorączka? Cóż, w końcu balony są po to, by je pompować - wzruszył ramionami prezes Boniek, kiedy przed meczem zapytaliśmy go o zbliżające się mistrzostwa.

Na ulicach też było czuć, że zbliża się ważny mecz, bo w drodze pod stadion sznur samochodów stał w korkach. - Doping jest lepszy niż w Gdańsku - rzucił starszy mężczyzna, który w minioną środę był w Trójmieście na meczu Polska - Holandia.

Chociaż potem kibice cichli na długie momenty. I zrywali się, kiedy Polacy zbliżali się do bramki Litwinów. Tyle że robili to rzadko. Niby mieli przewagę, niby utrzymywali się przy piłce, ale niewiele z tego było. W pierwszej połowie nie oddali celnego strzału. Przed przerwą najgłośniej zrobiło się wtedy, gdy sędzia nie dał się przekonać, że jeden z Litwinów w polu karnym zagrał piłkę ręką.

- Witamy w Krakowie. To tutaj powstały dwa najstarsze polskie kluby. Małopolska to wymarzone miejsce dla ludzi uprawiających sport - tłumaczył spiker.

Tylko bramek brakowało. W drugiej połowie o włos był Jakub Błaszczykowski, ale zamiast do siatki trafił w słupek. Efektowny strzał z rzutu wolnego oddał też Arkadiusz Milik, ale poza tym stwarzanie sytuacji szło jak po grudzie.

Eksperyment na prawej obronie

W pierwszym składzie znalazło się dwóch piłkarzy krakowskich klubów. Krzysztof Mączyński z Wisły zajął miejsce w środku pomocy obok wracającego po kontuzji Grzegorza Krychowiaka. I to akurat żadna niespodzianka, ale rola Bartosza Kapustki - już tak. 20-letni zawodnik Cracovii został ustawiony na... prawej stronie obrony, choć na tej pozycji w seniorach nie grał nigdy wcześniej! Czasem co prawda wymieniał się z Jakubem Błaszczykowskim, ale zadań w obronie miał wyjątkowo dużo (tam radził sobie jednak słabo).

"Mączyński staje się kluczową postacią środka pola. Kapustka popełnia błędy, ale w jego grze widać mnóstwo zaangażowania" - napisał na Twitterze Tomasz Łapiński, były reprezentacyjny stoper.

A Nawałka zapowiada, że we Francji Kapustka wróci do pomocy. - Spisał się poprawnie, ale wcześniej na skrzydle i w środku radził sobie lepiej, dlatego go zresztą powołałem. Po to są sparingi, by testować różne warianty - wyjaśnił selekcjoner.

Po akcji Kapustki i strzale Milika piłka nawet wpadła do siatki. Kibice wyskoczyli, bo byli przekonani, że sędzia uznał bramkę, ale za chwilę rozległy się gwizdy, a Litwini wznowili grę od rzutu wolnego.

Powodów do kręcenia głową było więcej. Pewnie nie wszyscy byli zadowoleni, że nie zobaczyli na boisku Lewandowskiego. Kibice domagali się wejścia kapitana reprezentacji, który jednak tym razem dostał wolne i cały mecz oglądał z ławki rezerwowych.

Jeszcze tylko pięć dni

Kraków był ostatnim przystankiem reprezentacji Polski przed wylotem do Francji. Dziś przed południem piłkarze Adama Nawałki z podkrakowskim Balic wylecą do Francji. I pewnie będą żegnać ich tłumy, bo mimo remisu z Litwą nadzieje są rozbudzone.

- Na razie jestem spokojny, ale kiedy wylądujemy we Francji, wszystko się zacznie, atmosfera będzie się nakręcać. Ale dla mnie to nic nowego, na kilku dużych imprezach już byłem - śmieje się Boniek. - Oczywiście wszystkim zależy, by nasza kadra wypadła jak najlepiej, by społeczeństwo było zadowolone, by każdy z radością mógł wieczorem włączyć mecz reprezentacji. Jedziemy dać z siebie wszystko, ale musimy pamiętać, że to sport i wszystko może się wydarzyć.

Do meczu z Irlandią Północną zostało pięć dni. "Życzmy powodzenia naszym" - poprosił spiker.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.