Paweł Cretti: Gdyby Pogoń nie awansowała, film zza kulis zostałyby odebrany zupełnie inaczej

W sieci dużą popularnością cieszy się film pokazujący kulisy awansu juniorów starszych Pogoni Szczecin do finału mistrzostw Polski nakręcony przez oficjalną stronę klubu.

Na materiale widzimy nie tylko typowe sceny z boiska, ale przede wszystkim z szatni. To pokazuje, że siłą drużyny są zarówno umiejętności, jak i znakomita atmosfera. Na odprawie przed pierwszym spotkaniem z Jagiellonią Białystok (2:2), Paweł Cretti zaprezentował swoim zawodnikom krótki film. Bohaterami były rodziny i przyjaciele wszystkich zawodników z drużyny. Bliscy zapowiadali, że trzymają kciuki i są przekonani, że młodzi portowcy wywalczą awans do wielkiego finału. W oczach niektórych piłkarzy pojawiły się łzy.

Wrażenie robiły także sceny ze świętowania zwycięstwa w Białymstoku. Portowcy głośnymi śpiewami niemal wprawili szatnię na stadionie Jagiellonii w rezonans.

Trafiło na podatny grunt

Kulisy awansu mają na portalu YouTube już ponad osiem tysięcy wyświetleń i nie ma chyba kibica Pogoni, który przeszedł obok tego materiału obojętnie.

- Uważam, że o naszej grze w finale zadecydowały przede wszystkim umiejętności piłkarskie - mówi trener Paweł Cretti. - To wszystko co robimy dodatkowo na pewno pomogło, ale bez wiary, że pomoże i bez chęci ze strony moich zawodników nic by z tego nie wyszło. Pracujemy na treningach, ale jako, że dysponuje świetną grupą zawodników, to mogę działać trochę szerzej. Trafiliśmy na podatny grunt i temu zespołowi takie zabiegi pomagają.

Ryzyko

Paweł Cretti podejmuje dużo ryzykownych ruchów w ostatnim czasie, co sam zresztą podkreśla. Zgodził się na przeprowadzenie konferencji prasowej, jednak zaznaczył, że w przypadku porażki w finale, napompowany baon może pęknąć z wyjątkowo dużym hukiem. Podobnie było w półfinale przy kręceniu kulis oraz prezentacji materiału motywacyjnego w szatni.

- Uważam, że to też było jakieś ryzyko. Cieszę się, że tak to zostało odebrane, ale gdybyśmy nie awansowali, a film ujrzałby światło dzienne, odbiór byłby zupełnie inny - mówi Cretti. - Wtedy można by to było odebrać jako niepotrzebne dziwactwo i mielenie chłopcom w głowach. Niektórzy uważają, że taka praca nie jest niezbędna, jednak ja jestem zdania, że trzeba również dbać o sferę mentalną piłkarzy.

Pierwszy finałowy mecz z Legią portowcy rozegrają już dzisiaj o 20 w Warszawie. Rewanż w środę o 18 na płycie głównej stadionu miejskiego im. Floriana Krygiera.

 
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.