Rosa zatraciła wiarę w zwycięstwo. Stelmet tuż, tuż od mistrzostwa

Koszykarze Rosy Radom nie wykorzystali atutu własnej hali i po 40 minutach trzeciego meczu, przegrali ze Stelmetem Zielona Góra. W czwartek kolejny pojedynek finałów, ale już tylko cud może sprawić, że radomianie będą w stanie odmienić losy rywalizacji.

Przed meczem bukmacherzy nie wierzyli w triumf Rosy i za postawioną na radomian złotówkę można było wygrać nieco ponad 3 zł. Z kolei kurs na triumf zwycięzców dwóch wcześniejszych meczów finałowych, a więc Stelmet - wynosił zaledwie 1.4.

Obaj szkoleniowcy - co było do przewidzenia - w wyjściowych składach nie eksperymentowali i postawili na sprawdzone w poprzednich meczach piątki. Między innymi dlatego od początku, w hali MOSiR-u, kibice nie oglądali Dee Bosta - najlepszego strzelca obu meczów.

Mimo to już przed pierwszym gwizdkiem arbitra sympatycy basketu poczynaniom koszykarzy przyglądali się na stojąco. Co ciekawe hala wypełniona była nimi po brzegi, a po raz pierwszy z klubowych kas wykupione zostały nawet bilety na miejsca stojące!

Pierwsze punkty, po blisko półtorej minuty pojedynku zdobyli gospodarze, a z pół dystansu trafił Torey Thomas. Goście odpowiedzieli dopiero po kolejnych 90 sekundach, kiedy to rzuty wolne na punkty zamienił Dejan Borovnjak. Ten sam zawodnik kilka chwil później wyprowadził zespół na prowadzenie, trafiając spod kosza.

Po kolejnych wolnych Dee Bosta, zielonogórzanie uzyskali czteropunktowe prowadzenie, a miejscowi w dalszym ciągu mieli problemy ze skutecznością. Dopiero w połowie kwarty, zza linii 6.75 m trafił Michał Sokołowski zmniejszając dystans. Popularny "Sokół" wcelował także pod koniec piątej minuty i o czas poprosił Saso Filipovski. Po przerwie kolejną trójkę do dorobku Rosy dołożył Igor Zajcew i było 10:6. Ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się remisem po 16, bo równo z końcową syreną do kosza Rosy trafił Bost.

Tymczasem radomianie źle rozpoczęli drugą kwartę i po zaledwie dwóch minutach jej trwania o czas poprosił trener Wojciech Kamiński. Szkoleniowiec miał ku temu powody, bo pierwszych siedem punktów w tym okresie uzyskali przeciwnicy.

Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy przewaga Stelmetu wynosiła siedem oczek, a miejscowi zupełnie nie radzili sobie ze zbiórkami piłki z własnej tablicy. Podobnie było także w drugim starciu obu zespołów, które zakończyło się zdecydowanym triumfem mistrzów Polski. Taką też różnicą zakończyło się pierwsze 20. minut i na przerwę w o wiele lepszych nastrojach schodzili przyjezdni. Ponadto Rosa w drugiej połowie musiała sobie radzić bez Damiana Jeszke, który w walce podkoszowej doznał urazu nosa. - To, że Damian nie wyszedł na drugą połowę to była moja decyzja, a nie kontuzja nosa - przyznał opiekun Rosy.

W 27 minucie goście wyszli na najwyższą, bo 11-punktową przewagę. Stało się tak głównie dlatego, że koszykarze Stelmetu pięciokrotnie trafili za trzy oczka, z czym duże kłopoty mieli radomianie. Ponadto ci drudzy sprawiali wrażenie zmęczonych rywalizacją i popełniali straty. Na dwie minuty przed końcem trzeciej kwarty Rosa przegrywała już 37:51, a kolejny rzut trzypunktowy zaliczył Karol Gruszecki.

Na ostatnią ćwiartkę Rosa wychodziła tracąc do rywali 10 punktów i nic nie zapowiadało, że może ten pojedynek rozstrzygnąć na własną korzyść. Zwłaszcza, że mistrzowie kraju trafili w sumie dziewięć na 19 oddanych rzutów z dystansu.

Na domiar złego dla Rosy, przez (2:30) kwarty zamknięcia, obie drużyny nie potrafiły zdobyć choćby punktu, a czasu na odrabianie strat było coraz mniej. Kibice radomian tracili coraz bardziej wiarę w kolejnych fragmentach, bowiem przez ponad pięć minut gry ostatniej kwarty, ich ulubieńcy nadal nie byli w stanie odczarować kosza przeciwników.

W samej końcówce bezpieczny dystans dla gości utrzymywał Mateusz Ponitka, który harował na obu tablicach i zdobywał ważne punkty.

Ostatecznie w drugim kolejnym meczu bez historii, Stelmet pokonał Rosę i w finale play-off prowadzi już 3:0.

Rosa Radom - Stelmet Zielona Góra 53:65

Kwarty: 16:16, 9:16, 20:23, 8:10

Rosa: Thomas 11, Witka 2, Zegzuła 0, Harris 15, Zajcew 5, Szymkiewicz 3, Sokołowski 7, Adams 5, Bonarek 3, Jeszke 0, Hajrić 2, Schenk 0.

Stelmet: Bost 8, Zywert 0, Szewczyk 3, Moldoveanu 8, Marcel Ponitka 0, Mateusz Ponitka 11, Gruszecki 16, Hrycaniuk 4, Zamojski 2, Borovnjak 4, Djurisić 7, Koszarek 2.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.