Cracovia. Florin Bejan na razie poznał język polski tzw. piłkarski

"Cześć", "dzień dobry", "lewa", "prawa", "sam". I jeszcze to słowo na "k". Tylko tyle po polsku potrafi powiedzieć Florin Bejan, ale to nie przeszkodziło w zapracowaniu na miejsce w podstawowym składzie Cracovii.

- To pana pierwszy wywiad po przyjeździe do Polski? - pytamy 25-letniego stopera. Urodził się w kurorcie Mangalia nad Morzem Czarnym. Wcześniej występował tylko w drużynach z Rumunii. Przenosiny do Polski doradził mu Paweł Golański, dziś piłkarz Górnika Zabrze. Poznali się w Steaule Bukareszt, potem grali razem jeszcze w ASA Targu Mures.

- Tak, pierwszy - przyznaje Bejan, który w Cracovii występuje od kilku miesięcy. I prosi o wyrozumiałość, bo po angielsku ciągle mówi słabo. Wcześniej nie miał wielu okazji do rozmów w tym języku.

Co trzeba krzyknąć

To nie był głośny transfer, ale Bejan po cichu wygryzł ze składu kapitana Piotra Polczaka. Pod koniec sezonu tworzył parę stoperów z Hubertem Wołąkiewiczem. Efekt?

- W Polsce gra krótko, więc niełatwo go ocenić, ale już widać, że to solidny zawodnik. Na początku miał chyba problemy, ale później było coraz lepiej. Jest niezły technicznie, dynamiczny i można powiedzieć, że dziś Bejan to najpewniejszy punkt defensywy Cracovii. Pewnie coś by się znalazło, ale nie przypominam sobie wielu jego poważnych błędów - ocenia Maciej Murawski, były piłkarz, ekspert Canal+.

Bejan na początku trzymał się trochę z boku, ale twierdzi, że szybko się odnalazł. Po Krakowie co prawda jeszcze nie porusza się swobodnie, ale dużo pomaga mu Erik Jendriszek. - Z nim i z Tomaszem Vestenicky'm trzymam się najbliżej. Ale nie ukrywam, że jeśli gdzieś już wychodzę, to na obiady do galerii handlowej - uśmiecha się.

Kiedy pytamy o język polski, łapie się za głowę. Koledzy nauczyli go, co trzeba krzyknąć na boisku, by nie zaliczyć gafy. Poza murawą jest gorzej. Przyznaje, że po kilku miesiącach nie rozumie prawie nic, ale planuje się uczyć. Zapewnia, że niedawno znalazł nauczyciela i od przyszłego sezonu regularnie będzie chodził na indywidualne lekcje. Na razie posługuje się łamanym angielskim.

- Mimo wszystko w Krakowie czuję się naprawdę dobrze. W Rumunii są dziś duże problemy z pieniędzmi. Tak naprawdę tylko dwa, może trzy kluby regularnie płacą piłkarzom. Poza tym wasza liga jest trochę lepsza, trzeba być lepiej przygotowanym pod względem fizycznym. Zimą miałem też inne propozycje, ale było widać, że zarówno trener, jak i prezes Cracovii są zdecydowani na sprowadzenie mnie. W dodatku Paweł Golański o klubie wypowiadał się pozytywnie - zapewnia Bejan.

Kluczowy piłkarz

Jego transfer był tylko pierwszym krokiem do rozwiązania problemów z defensywą. W lidze jest tylko pięć zespołów, które straciły więcej bramek niż Cracovia, a zdarzało się, że błędy biły po oczach. Dlatego znalezienie kogoś do obrony to był priorytet. I w niedzielę trzyletni kontrakt podpisał Robert Litauszki. Stopera z Węgier do Krakowa podobno przyciągnęła możliwość gry w europejskich pucharach.

Z Bejanem łączy go to, że obaj pracują na powołania do reprezentacji. Grę Rumunii i Węgier na Euro 2016 będą jednak oglądali sprzed telewizora. - Litauszki dotąd nie przyciągnął uwagi selekcjonera, choć trzeba powiedzieć, że w ubiegłym sezonie był jednym z kluczowych piłkarzy FC Ujpest - mówi nam dziennikarz węgierskiej gazety "Magyar Hirlap".

Murawski przekonuje, że kolejny obrońca był potrzebny Cracovii: - Nie można powiedzieć, że Hubert Wołąkiewicz i Piotr Polczak to tzw. elektryczni piłkarze. Z techniką i wyprowadzaniem piłki nie jest u nich źle. Ale w grze defensywnej ciągle jest pole do poprawy. Cracovia musi mieć czterech stoperów. Tym bardziej że przygotowuje się do europejskich pucharów.

Copyright © Agora SA