Pierwsza porażka laskarzy Pomorzanina na swoim boisku

Laskarze Pomorzanina doznali pierwszej w tym sezonie porażki na własnym boisku. Torunianie ulegli Grunwaldowi Poznań 1:5. Było to starcie dwóch najlepszych drużyn w Polsce i tak jak w rundzie jesiennej lepsi okazali się obrońcy mistrzowskiego tytułu. Mimo przegranej Pomorzanin utrzymał się na drugim miejscu w tabeli.

Ze względu na liczne kontuzje w drużynie, szczególnie wśród obrońców, trener Piotr Żółtowski musiał nieco poeksperymentować przy ustawieniu swych podopiecznych. Ponadto przygotował taktykę, która miała być najbardziej optymalna w starciu z tak mocnym rywalem. Torunianie mieli grać cofnięci, unikać wymiany ciosów i starć w środku pola, a w atakach wykorzystywać skrzydła. Nietrudno się domyślić, że w związku z tym od początku przewaga była po stronie Grunwaldu. Gospodarze dość dobrze radzili sobie w destrukcji i raz po raz wybijali z rytmu poznaniaków. W 11 minucie nie ustrzegli się jednak błędu i stracili gola. Po akcji lewą stroną piłka trafiła w półkolu do Mateusza Poltaszewskiego, a ten bez problemów pokonał Pawła Murszewskiego. Na szczęście to zdarzenie nie podziałało deprymująco na miejscowych. Dalej starali się wypełniać założenia taktyczne, a ponadto coraz częściej zaczęli pojawiać się pod bramką mistrzów Polski. Po jednej z takich wizyt wywalczyli krótki róg, który pchnięciem w prawy dolny róg golkipera wykorzystał Wołodymir Stretowicz. Odpowiedź faworyzowanego Grunwaldu była bardzo szybka. Znów zawiodła współpraca na linii pomoc - obrona i niepilnowany Mateusz Poltaszewski odzyskał prowadzenie dla swojej drużyny. Pięć minut przed końcem pierwszej połowy Paweł Bratkowski dokładnie przymierzył z krótkiego rogu i podwyższył na 3:1. W tym fragmencie meczu torunianie popełniali zbyt dużo błędów przy rozgrywaniu akcji. Niedokładne przyjęcia piłki i niecelne podania prowadziły do licznych strat, które sprawiały, że poznaniacy z łatwością mogli budować kolejne groźne akcje. Ale mimo to jeszcze przed przerwą szansę na kontaktowego gola miał Pomorzanina. Strzał z bekhendu Stretowicza przeleciał obok bramki Mariusza Chyły.

Po zmianie stron nieco zmienił się sposób gry gospodarzy. Już nie byli tak mocno cofnięci, grali też odważniej w ofensywie. I bardzo długo przynosiły to efekty. Przewaga wciąż była po stronie przyjezdnych, oni też groźniej i częściej atakowali, lecz bez powodzenia. Co więcej, to torunianie mieli dogodniejsze sytuacje. Jednak zagrania Michała Kunklewskiego i po krótkim rogu Michała Makowskiego były minimalnie niecelne. Wszystko dobrze układało się aż do momentu, gdy Pomorzanin zaczął powielać błędy z pierwszej połowy. Kolejne straty, licznie nieporozumienia i nonszalanckie zagrania ułatwiały rywalom grę. W 59 minucie Michał Śliwiński, który pojawił się na boisku w drugiej części, zatrzymał Waldemara Rataja, a uderzenie Mateusza Poltaszewskiego - po szybkim rozegraniu rzutu rożnego - poleciało obok słupka. Jednak pięć minut później toruński golkiper nie zdołał powstrzymać kontry rywali, którą wykończył Adrian Krokosz. Gospodarze grali do końca ambitnie i szukali kolejnych szans na gola. I tuż przed ostatnim gwizdkiem byli tego bardzo bliscy, tylko że Stretowicz zamiast podać lepiej ustawionemu koledze zdecydował się na strzał z bekhendu. Piłka poleciała wysoko nad poprzeczką. Goście szybko wznowili, ich akcja błyskawicznie przeniosła się do toruńskiego półkola i Karol Majchrzak ustalił wynik na 5:1.

- I właśnie ta ostatnia bramka bardzo mnie zdenerwowała - podsumował trener Piotr Żółtowski. To było ewidentne poddanie się, a to nie może mieć miejsca. Mimo że się przegrywa, nie wolno rezygnować z walki, trzeba walczyć do końca. Drugi bolesny moment to kontuzja Rafała Szrejtera. Jeszcze nie wiemy na jak długo wyeliminuje go to z treningów. Widać, że cały czas mamy pod górę. Przegraliśmy mecz, który chciałem by był w naszym wykonaniu meczem walki. Mimo absencji kilku podstawowych zawodników przygotowaliśmy się dobrze taktycznie, ale nie wiem dlaczego w pewnym momencie odeszliśmy od tego co sobie założyliśmy. Zaczęły się gierki w środku pola, które prowadziły do strat, a to z kolei powodowało utratę sił, bo przy stracie na środku boiska konieczne były szybkie powroty. Porażka boli, ale można z niej wyciągnąć wnioski. Przede wszystkim musimy trzymać się przygotowanej taktyki, bo odejście od niej mocno ułatwiło Grunwaldowi zadanie.

Pomorzanin Toruń - Grunwald Poznań 1:5 (1:3)

0:1 Mateusz Poltaszewski (5), 1:1 Wołodymir Stretowicz (11 krótki róg), 1:2 Mateusz Poltaszewski (24), 1:3 Paweł Bratkowski (30 krótki róg), 1:4 Adrian Krokosz (64), 1:5 Karol Majchrzak (70)

Pomorzanin: Paweł Murszewski (od 36 Michał Śliwiński) - Wołodymir Stretowicz, Michał Makowski, Damian Mondrzejewski, Szymon Bożyk, Bartosz Żywiczka, Maciej Zieliński, Michał Raciniewski, Michał Kunklewski, Karol Szyplik, Witalij Kalinczuk oraz Filip Sobczak, Rafał Szrejter, Bartosz Drążkowski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.