Górnik Zabrze. Których piłkarzy warto w klubie zatrzymać?

W najbliższych tygodniach rozbudowaną do granic możliwości kadrę Górnika Zabrze czeka rewolucja, choć oczywiście wymienić wszystkich zawodników nie sposób. Które nazwiska w klubie warto więc zatrzymać (pamiętając, że mówimy już o kadrze na pierwszą ligę)?

Podzieliliśmy je na dwie grypy.

Najwięcej argumentów

Grzegorz Kasprzik. Wiosną udowodnił, że umiejętności wciąż mu nie brakuje. Na dodatek to człowiek związany z Górnikiem, a takich w obecnej kadrze wielu nie ma. Odpowiedni konkurent do miejsca w składzie dla wracającego z wypożyczenia Mateusza Kuchty.

Adam Danch. Życiowa forma już pewnie za nim, ale w skali Górnika to i tak wyższa półka. Wymowne są słowa Leszka Ojrzyńskiego, który będąc trenerem Górnika powtarzał: - Takiego Dancha chciałbym mieć w każdej formacji.

Bartosz Kopacz. Jeden z niewielu pozytywów minionego sezonu. Po latach wypożyczeń w końcu dostał szansę i pokazał, że może być solidnym ligowym stoperem. Co najmniej.

Erik Grendel. Ostatnie miesiące stracił przez problemy ze zdrowiem, ale zdrowy powinien być czołową postacią pierwszej ligi. Jeden z tych, o których można napisać, że daje drużynie jakość.

Rafał Kurzawa. Ma spore możliwości, tylko trzeba mu zaufać. Zrobił to Jan Żurek i efekt był obiecujący.

Mariusz Przybylski. Kiedy zeszłej zimy Ojrzyński odesłał go do rezerw, wyglądało na to, że Przybylski w Górniku już nie zagra. Po zmianie trenera udowodnił jednak, że na emeryturę jeszcze za wcześnie. Poza tym nie ukrywa, że... na rozwiązanie kontraktu i tak by się nie zgodził.

Roman Gergel. Najlepszy dowód tego, że coś musiało pójść nie tak w zimowych przygotowaniach. Wiosnę bowiem miał fatalną, jego wszystkie atuty uleciały. Choć przy Roosevelta mówią, że solidnie przepracowane lato znów wywinduje Słowaka na lidera zespołu.

Łukasz Madej. Już 34-latek, ale starzeje się wolniej niż inni. Co ważne, nie boi się brać odpowiedzialności za grę drużyny. Pytanie tylko, czy w Zabrzu nie jest już skreślony? Przypomnijmy, wybuch złości wobec ławki rezerwowych w trakcie meczu z Wisłą Kraków zapewnił mu zesłanie do zespołu rezerw. Jeśli trenerem Górnika pozostałby Żurek, Madej nie ma tu czego szukać.

Armin Cerimagić. Na początku wiosny pisaliśmy, że jego pobyt w Górniku to kariera-widmo. Dopiero wraz z przyjściem Żurka Bośniak dostał prawdziwą szansę. Nagle okazało się, że od blisko dwóch lat klub nie korzystał z chłopaka, który o roli skrzydłowego naprawdę ma pojęcie.

Jose Kante. Przypadek, o którym powiedziano już wszystko. Hiszpan na "dziewiątkę" się nie nadaje, ale to nie oznacza, że nie jest dobrym piłkarzem. Wygląda na to, że przesunięcie go do roli ofensywnego pomocnika mogłoby załatwić sprawę.

Można się zastanowić

Paweł Widanow. Kiedy w sierpniu trafiał do Zabrza, wiele się po nim nie spodziewaliśmy. Przypomnijmy - był świeżo po poważnej kontuzji. W praniu wyszło jednak całkiem nieźle. W porównaniu do wielu kolegów z zespołu wyglądał lepiej.

Ken Kallaste. Jak na etatowego reprezentanta Estonii, wiosną szału nie było. Może potrzebuje nieco więcej czasu na aklimatyzację? Mimo że liczy sobie już 28 lat, Górnik przecież jest jego pierwszym zagranicznym klubem.

Marcis Oss. Miał z miejsca stać się czołową postacią zabrzańskiej defensywy. Tak się nie stało, ale im bliżej końca sezonu, tym Łotysz czuł się coraz pewniej.

Szmon Matuszek. Potrafi znacznie więcej niż pokazał wiosną, kiedy - nie ma co ukrywać - wyglądał bardzo przeciętnie. Jeszcze jesienią - w barwach Dolcanu Ząbki - uchodził za jednego z najlepszych defensywnych pomocników pierwszej ligi.

Sebastian Steblecki. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ani Ojrzyński, ani Żurek nie mieli na niego pomysłu. Mimo to, kilka przebłysków Steblecki pokazał. Poza tym było po nim widać, że - w odróżnieniu od wielu innych piłkarzy Górnika - naprawdę mu zależało.

Kiedy Górnik Zabrze wróci do ekstraklasy:
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.