Koncertowa gra Śląska: W takie formie Śląsk na pewno utrzyma się w ekstraklasie

Śląsk pewnie wygrał w Bielsku z Podbeskidziem 2:1, a kolejny raz zwycięstwo zapewnił duet Mervo-Morioka. Tak świetnie grający Śląsk na pewno nie spadnie z ekstraklasy

- Różnica między nami a Śląskiem, była taka, jak między Kato i Morioką. Z naszej strony mnóstwo serca i ambicji, a po drugiej stronie barykady futbolowa jakość - mówił po meczu trener Podbeskidzia Robert Podoliński.

Te słowa najlepiej oddają przebieg spotkania w Bielsku-Białej. W pierwszej połowie gra Śląska była niemal kompletna. Piłkarze wrocławskiej drużyny pokazali chyba prawie wszystkie ważne cechy drużyny, która dominuje na boisku. Śląsk piłkarsko był lepszy o dwie klasy, efektownie atakował, a rywalom nie pozwalał na zbyt wiele.

Trener Śląska Mariusz Rumak jedyne, co mógłby po pierwszej części meczu wytknąć swoim zawodnikom, to brak skuteczności. Wrocławianie na przerwę powinni schodzić z dwu-, a nawet trzybramkowym prowadzeniem, a wygrywali tylko 1:0.

Prowadzili dzięki niezawodnemu ostatnio w polu karnym rywali Bence Mervo. Młody węgierski snajper jest ostatnio w "gazie" - w czterech ostatnich meczach zdobył cztery gole. Inny napastnik Śląska, aktualnie rezerwowy, Kamil Biliński taki dorobek strzelecki zgromadził we wszystkich 27 ligowych meczach tego sezonu!

Ale we Wrocławiu powoli nikogo już nie dziwi strzelecka forma Mervo, tak samo jak rewelacyjne występy Ryoty Morioki. Japończyk znów dopisał na swoje konto trafienie w barwach Śląska. Zdobył bramkę na 2:0 już na początku drugiej połowy. Tym razem popisał się precyzyjnym strzałem zza pola karnego.

Klasę Morioki docenia coraz większa rzesza środowiska piłkarskiego. W sobotę japońskiego rozgrywającego komplementował trener bielszczan Podoliński. Nic zatem dziwnego, że zdaniem niektórych ekspertów Morioka to już nie tylko czołowy piłkarz Śląska, ale obecnie najlepiej grający rozgrywający w całej lidze. Japończykowi z pewnością należy się miejsce w pierwszej trójce najlepszych rozgrywających ekstraklasy obok Filipa Starzyńskiego z Zagłębia Lubin i Rafała Wolskiego z Wisły Kraków.

Występ wrocławian byłby w zasadzie bez zarzutu, gdyby nie Mariusz Pawelec i jego wślizg we własnym polu karnym, po którym na murawę padł boczny obrońca "Górali" Adam Mójta. Sam poszkodowany zamienił rzut karny na bramkę i pozwolił nabrać swojej drużynie więcej pewności siebie, a Śląskowi kazał przez moment schować się za gardą. Ale Podbeskidzie nie miało atutów, aby odwrócić losy meczu.

Śląsk zwycięstwem z Podbeskidziem przedłużył świetną serię meczów bez porażki. To już siódme takie spotkanie. Bilans punktowy trenera Mariusza Rumaka robi wrażenie: 15 punktów, cztery zwycięstwa, trzy remisy, 11 strzelonych i sześć straconych bramek i na cztery kolejki przed końcem sezonu jego zespół z 24 punktami zajmuje miejsce w czołówce grupy spadkowej. Nad strefą spadkową ma siedem punktów przewagi.

Po ostatnich występach piłkarzy Śląska wydaje się, że wrocławska drużyna wskoczyła już na wysoki poziom i dobrze rozumie piłkarską filozofię trenera Rumaka. Najważniejsze, że z taką grą niebezpieczeństwo spadku zostało praktycznie definitywnie odsunięte.

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Śląsk Wrocław 1:2 (0:1)

Bramki: 0:1 - Mervo (30.), 0:2 - Morioka (49.), 1:2 - Mójta (67. karny)

Podbeskidzie: Zubas - Sokołowski, Baranowski, Kolcak, Mójta - Tarnowski (74. Chmiel), Kato, Możdżeń (66. Sloboda), Deja, Stefanik (52. Demjan) - Szczepaniak

Śląsk: Abramowicz - Zieliński (46. Dvali), Celeban, Kokoszka, Pawelec - Hateley, Hołota - Grajciar (80. Gosztonyi), Morioka, Pich (90. Dankowski) - Mervo

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.