Wojciech Okińczyc: - Trudno mi cokolwiek powiedzieć. Cały czas słyszę, że trzeba mieć głowę podniesioną, ale to wszystko narasta o coraz bardziej boli. Dzisiaj mogłem podsumować naszą ciężką pracę w tym meczu i w całym tygodniu, mogliśmy wrócić na odpowiednie tory, ale znowu nie udało się strzelić. Nie wiem co się dzieje. Robię wszystko na treningach, koncentruję się na mecze w stu procentach, ale nic nie chce wpaść. Przyznaję, że jestem tym już sfrustrowany.
- Zgadza się, gdy się strzela wszyscy człowieka wychwalają. Widzę, jak teraz ludzie reagują, ale muszę sobie z tym poradzić. Pytanie tylko co zrobić, żeby w końcu coś strzelić. Prawda jest taka, że nawet gdy będę na treningu cztery godziny więcej od kolegów, będę wykańczał sytuację po sytuacji i nie wiadomo jakie bramki strzelał, to niekoniecznie musi się to przełożyć na mecz. Niektórych takie tłumaczenie może śmieszyć, ale jeżeli ktoś gra w piłkę, to wie, że nieraz tak jest. Że, kurde nie chce wpaść, i już.
- Może, oby tak było. Jakimś fartem, cudem, z metra... Jakkolwiek, żeby w końcu ten worek się rozwiązał. Miałem już takie sytuacje w karierze i wiem, że bardzo trudno sobie w nich poradzić. Ludzie oczekują goli i nie dziwię się, człowiek się stara, a gola jak nie było, tak nie ma. Ale ja cały czas wierzę, że zacznę w końcu trafiać i moje gole pomogą w zrealizowaniu celu jakim jest awans.