Nie było czego zbierać. Legia nie miała litości dla Cracovii

To była egzekucja. Cracovia pojechała do Warszawy tylko po to, by przyglądać się, jak Legia gra w piłkę. Drużyna Stanisława Czerczesowa załatwiła sprawę w pół godziny.

Chcesz więcej? Polub Kraków - Sport.pl W teorii nic wielkiego się nie stało, bo na wyjeździe do stolicy piłkarze Cracovii mogli tylko zyskać. O takich meczach mówi się często, że ewentualna porażka jest wkalkulowana w sezon. To znaczy, że "warto spróbować, ale jeśli przegramy, świat się nie skończy". Tyle że to wyglądało raczej jak mecz rozpędzonego mistrza z autsajderem, a nie hit ligi! - Pamiętajmy, że Legii też zdarzają się gorsze dni - przypomniał przed pierwszym gwizdkiem trener Jacek Zieliński, próbując dać do zrozumienia, że jego drużyna wcale nie jest na straconej pozycji. I zapewniał, że Cracovia zagra odważnie.

To teoria. A praktyka? Tak bezradna jego drużyna nie była chyba nigdy wcześniej. Już pierwszy strzał Legii dał gola, a po drugim piłka odbiła się od poprzeczki. Najpierw Alaksandar Prijović w polu karnym kopnął z całej siły za plecy bramkarza. Goście doskoczyli do sędziego, bo byli przekonani, że Szwajcar sfaulował wcześniej Florina Bejana, ale nic na to nie wskazywało. Za chwilę znów musieli drżeć z nerwów, bo groźny strzał zza pola karnego oddał Nikolić. Trener Zieliński bezradnie rozkładał ręce, bo chyba nie był przygotowany na taki początek.

A Legia robiła swoje. Każda akcja i każdy jej kolejny strzał sprawiał, że gościom podnosiło się tętno. Najpierw po kopnięciu Michała Kucharczyka dopisało gospodarzom szczęście, bo piłka odbiła się od Miroslava Covili i spadła za plecy bramkarza. Potem głową do siatki posłał ją Nikolić.

Gdyby nie masa kibiców na trybunach, to można by było odnieść wrażenie, że to mecz raczkujących trampkarzy z kolegami starszymi o kilka lat. Wystarczyło, że warszawiacy ruszyli do ataku w szybkim tempie, a od razu robiło się groźnie. - Legia miażdży Cracovię, taka jest prawda. Tu nie ma co zbierać - mówił Krzysztof Przytuła, były piłkarz, obecnie trener, który komentował mecz w Canal+.

Krakowianie nie mogą się tłumaczyć zmianami w defensywie. Wyjątkowo na lewej stronie został ustawiony Jakub Wójcicki, bo Paweł Jaroszyński nie mógł zagrać ze względu na żółte kartki. Ale to nie wyjaśnia, dlaczego obrońcy momentami byli jak dzieci we mgle. - Legia gra za szybko dla Cracovii - tłumaczył przed kamerą telewizyjną Andrzej Juskowiak, były reprezentant Polski. Pomóc miał Piotr Polczak, który wszedł tuż po przerwie, ale zaczął od... ogromnego błędu, po którym dobrą sytuację miał Nikolić.

Z przodu rywali nękać mieli m.in. Tomasz Vestenicky i Mateusz Wdowiak, a np. Marcina Budzińskiego nie było nawet w kadrze meczowej. - Dlaczego? Taką podjąłem decyzję - uciął trener. Dobrą szansę w pierwszej połowie miał Mateusz Cetnarski, ale poza tym przed bramką Arkadiusza Malarza można by było posadzić kwiaty, a nikt by ich nie zadeptał.

Co z tego, że piłkarze Legii w drugiej połowie nie podkręcali tempa, skoro i tak zdobyli gola (a mogli dorzucić ich jeszcze kilka)? Mimo wszystko myślami może byli już przy kolejnych meczach, które mają im dać mistrzostwo Polski. Jeśli natomiast pod Wawelem ktoś wierzył dotąd w fantastyczny scenariusz zakładający, że Cracovia też włączy się w walkę o złoto, musi wrócić na ziemię. Legia ma dziś 10 punktów przewagi, a w sobotę lub niedzielę krakowianie mogą stracić miejsce na podium ekstraklasy.

Obserwuj @JaroslawKowal

Legia Warszawa - Cracovia 4:0 (3:0)

Bramki: Prijović (6.), Kucharczyk (24.), Nikolić (33.), Hamalainen (77.)

Legia: Malarz - Jędrzejczyk, Lewczuk, Rzeźniczak, Hlousek (87. Brzyski) - Borysiuk, Guilherme - Duda, Prijović (80. Jodłowiec Ż), Kucharczyk - Nikolić (72. Hamalainen)

Cracovia: Sandomierski - Deleu (46. Polczak), Bejan, Wołąkiewicz, Wójcicki - Kapustka Ż, Covilo - Wdowiak (46. Zejdler), Cetnarski, Jendriszek - Vestenicky (85. Pyrdek)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.