Podopieczni Czesława Michniewicza do wtorkowego spotkania przystępowali z nożem na gardle. Jeśli marzyli o utrzymaniu miejsca na podium, nie mogli sobie pozwolić na kolejną stratę punktów. O dodatkową motywację postarali się także piłkarze Cracovii, którzy pokonali Zagłębie Lubin 1:0 i przed pierwszym gwizdkiem w Gdańsku, rozsiedli się na trzeciej pozycji. Wiadomości spod Wawelu dotarły do trenera Pogoni, który na mecz z Lechią wyszedł dość ofensywnym ustawieniem z trójką obrońców. Najważniejszą zmianą było jednak zastąpienie w ataku Łukasza Zwolińskiego Wladimerem Dwaliszwilim. Szkoleniowiec gospodarzy, Piotr Nowak zdecydował się natomiast tylko na jedną, wymuszoną roszadę. "Wykartkowanego" Rafała Janickiego zastąpił Grzegorz Wojtkowiak.
Rozpędzeni gdańszczanie byli faworytem wtorkowego meczu. Nic nie robili sobie z niekorzystnej dla nich statystyki, którą przed początkiem spotkania przytaczali miejscowi dziennikarze (Lechia nie wygrała u siebie z Pogonią od ponad 20 lat) i od razu ruszyli do ataku. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W 9. minucie próba strzału "przewrotką" Flavio Paixao zamieniła się w znakomite podanie, które otworzyło drogę do bramki Milosowi Krasicowi. Doświadczony Serb zachował zimną krew i bez problemu otworzył wynik meczu. 10 tysięcy kibiców oszalało ze szczęścia, ale szybko strzelona bramka zadowoliła gospodarzy. Gdańszczanie nie forsowali już tak tempa, ale w pełni kontrolowali przebieg meczu. Pogoń była natomiast zupełnie bezbarwna.
I tak wyglądało to przez całą pierwszą połowę. W jej końcówce jeszcze raz wyższy bieg włączyła Lechia i gdyby lepiej nastawione celowniki mieli Krasić, Michał Chrapek oraz Sławomir Peszko, prowadzenie biało-zielonych byłoby jeszcze bardziej okazałe.
W przerwie szczecinianie otrzymali kolejny cios. Kontuzji nabawił się Jarosław Fojut, który musiał opuścić boisko. Jego miejsce zajął Zwoliński. Portowcy przeszli na grę dwójką napastników, ale nie zmieniło to oblicza meczu na pięknym stadionie w Gdańsku. Delegacja kibiców Pogoni w sektorze gości z smutkiem obserwowała przebieg boiskowych wydarzeń, natomiast Lechia wydawała się mieć wszystko pod kontrolą. Swoją dominację udokumentowała w 66. minucie. Z rzutu rożnego precyzyjnie dośrodkował Sebastian Mila, a niepilnowany Wojtkowiak spokojnie skierował piłkę do bramki.
Pogoń była już na łopatkach, ale na trzynaście minut przed końcem mogła jeszcze wrócić do gry. Najlepszą okazję w tym spotkaniu zmarnował Rafał Murawski, który po podaniu Adam Gyurcso z kilku metrów trafił wprost w bramkarza Lechii. Kapitan szczecinian długą chwilę leżał po tej akcji na boisku, trzymając się za głowę. To było najlepsze podsumowanie gry granatowo-bordowych w tym meczu.
Portowcy po słabym meczu w pełni zasłużenie przegrali 0:2 i spadli na piąte miejsce. Okazja do rehabilitacji już w sobotę. Pogoń zagra u siebie z Lechem Poznań.