Krzysztof Ignaczak, libero Asseco Resovii: Tylko wyniku zabrakło

- Z takimi drużynami trzeba trzymać się równego rytmu, a my potrafiliśmy zarówno w sobotę z Zenitem jak i w niedzielę z Cucine Lube zgubić przewagę. Mieliśmy swoje szanse, ale oddawaliśmy seriami punkty - mówi po turnieju Final Four Ligi Mistrzów libero Asseco Resovii Krzysztof Ignaczak.

Asseco Resovia byłą gospodarzem turnieju. W Krakowie spotkały się cztery najlepsze zespoły w Europie, ale niestety mistrzowie Polski nie potrafili wygrać żadnego meczu. W półfinale przegrali 1:3 z Zenitem Kazań, a w meczu o trzecie miejsce ulegli Cucine Lube Civitanova 2:3, choć prowadzili 2:1.

Rozmowa z Krzysztofem Ignaczakiem

Marcin Lew: Co się stało? Byliście bardzo blisko...

Krzysztof Ignaczak: - W sobotę byliśmy blisko, w niedzielę byliśmy blisko. Z takimi drużynami trzeba trzymać się równego rytmu, a my potrafiliśmy zarówno z Zenitem jak i z Lube zgubić przewagę. Mieliśmy swoje szanse, ale oddawaliśmy seriami punkty. Ciężko na gorąco coś powiedzieć, ale trafiliśmy na rywali, którzy na zagrywce prezentują najwyższy ze światowych poziomów.

Fajny turniej, fajnie się tu grało, ale szkoda, że zakończyliśmy przegraną. Zostawiliśmy wszystkie siły i serducho na parkiecie. Trudno, zostaje nam się bić o mistrzostwo Polski. Dziękujemy kibicom za to, ze tak licznie i tak fantastycznie nas wspierali. Atmosfera byłą wspaniała i należą się im ogromne, gromkie brawa. Po raz kolejny pokazaliśmy też, że potrafimy robić wielkie imprezy. Tylko wynik nam nie podpasował.

Byliście blisko, ale znowu Rosjanie i Włosi byli od was lepsi. Uda się kiedyś z nimi wygrać, zwyciężyć w Lidze Mistrzów?

- Ja mam nadzieję, że już za rok. Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Za rok chciałbym trafić na nich i ich pokonać, w półfinale czy finale. Najlepiej jednak w finale, bo to by było takie fajne podsumowanie tego wszystkiego.

Nie zabrakło Wam trochę siły fizycznej?

- Zespół z Kazania potrafi przyjmować sobie piłkę na szósty metr i na skrzydłach trzymać procent skuteczności w ataku w granicach 70. Mają fantastycznych skrzydłowych, nasz rodak [Wilfredo Leon - przyp. red.] robi ogromną różnicę, mają Andersona i Michajłowa. Na dzień dzisiejszy na wysokiej piłce to najlepszy zespół na świecie.

Wiesz od ilu lat Resovia nie wygrała z Włochami?

- Nie wiem, nie liczę tego. Byliśmy blisko dziś, by wygrać, ale czegoś zabrakło.

Może doświadczenia, ogrania? Dla kilku graczy to był pierwszy taki turniej...

- Pewnie tak. Na pewno ten turniej da nam dużo w walce o tytuł mistrza Polski. To takie bardzo dobre przetarcie przed walką finałową. Dostaliśmy kawał szkoły, dobrą lekcję siatkówki. Spotkaliśmy z najlepszymi zespołami, wiemy co możemy poprawić, żeby nawiązywać walkę z najlepszymi, co musimy poprawić. Nie mamy jeszcze takiego zawodnika w miarę stabilnego, który kończyłby te wszystkie wysokie piłki, choć chyba takiego gracza nie ma. Musimy szukać innych rozwiązań. Myślę, że ten turniej zaprocentuje w przyszłości.

Rodak, Leon nie pomógł wam w sobotę, choć kibice nawoływali go transparentami.

- To klasowy gracz, wie o co gra. Może i serce mu biło po naszej stronie, ale pieniądze spływają z tamtej. Robił wszystko dla swojej drużyny, tak samo jak ja. To nie są rozgrywki reprezentacyjne, tylko klubowe.

Final Four Ligi Mistrzów na Facebooku! Śledź z nami, co dzieje się w Tauron Arenie Kraków!

Zobacz wideo

Ludzie sportu dawno temu. Jak oni wyglądali? [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.