45 minut gry Korony w przewadze. I tylko punkt...

- Każda zdobycz w walce o utrzymanie będzie cenna - podkreślali przed rozpoczęciem rywalizacji w grupie spadkowej piłkarze Korony. Ale z tej sobotniej zadowoleni być na pewno nie mogą.

Trener Marcin Brosz nie zwykł przed meczem jednoznacznie informować o zmianach w wyjściowej "jedenastce", ale tym razem nie ukrywał, że po raz pierwszy w tym roku szansę gry od początku dostanie Marcin Cebula. 20-latek zaliczył udane wejście z ławki rezerwowych w ubiegłotygodniowym starciu z Górnikiem Zabrze, spodziewano się, że będzie także sprawiał sporo problemów obrońcom Śląska. Spisał się jednak przeciętnie, dużo więcej w ofensywie, zwłaszcza w pierwszej połowie, zdziałał Kamil Sylwestrzak.

Pierwsze 45 minut kibiców porwać na pewno nie mogło. I w zasadzie trudno choćby minimalnie wyróżnić za nie piłkarzy którejkolwiek z drużyn. Gospodarze stwarzali okazje głównie po stałych fragmentach gry (w 6 min. główka Sergija Pilipczuka w spojenie słupka z poprzeczką), nieco więcej pomysłu w swoich akcjach wydawali się mieć wrocławianie. Wyjątkowo kiepsko dysponowany duet środkowych obrońców Korony popełniał błąd za błędem i przynajmniej jeden z nich powinien się zakończyć trafieniem dla Śląska. Choćby ten z 30 minuty (kiksy kolejno Radka Dejmka i Djibrila Diawa), gdy przed szansą stanął Bence Mervo (świetna interwencja Sylwestrzaka) czy kolejny pięć minut później, gdy w słupek z 16 metrów huknął Robert Pich.

Druga odsłona dużo lepsza i ciekawsza niż pierwsza ? Na Kolporter Arenie to już powoli tradycja. Emocje rozpoczęły się błyskawicznie. Kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry, za bezsensowny faul (uderzenie łokciem Diawa), drugą żółtą kartkę obejrzał Jacek Kiełb. Wykluczenie jednego z graczy niemal zawsze ożywia nawet najbardziej nudne spotkanie. Tak było też tym razem. I co najważniejsze dla kibiców, zaczęły padać bramki. W przypadku obu, więcej zasług niż ich autorzy, mieli jednak rywale. Zdobycie czternastego gola w tym sezonie Airamowi Cabrerze sprezentował Mateusz Abramowicz fatalnie kiksując po podaniu od Lashy Dvaliego. Brak komunikacji w defensywie i ... asysta Bartosza Rymaniaka przyczyniły się za to do wyrównującego trafienia Piotra Celebana. Było ono nagrodą dla ekipy Mariusza Rumaka, która nie podłamała się serią niekorzystnych wydarzeń, ale i karą dla żółto-czerwonych, którzy dziwnie spuścili z tonu nie przejawiając większych chęci do "dobicia" osłabionego rywala. A co gorsza, to właśnie przyjezdni w ostatnich 25 minutach prezentowali się lepiej. I tylko ich końcowy wynik mógł ucieszyć.

Korona Kielce - Śląsk Wrocław 1:1 (0:0)

Bramki: Cabrera (52.) - Celeban (65.)

Korona: Trela - Rymaniak, Diaw, Dejmek, Sylwestrzak - Pilipczuk Ż (70. Pawłowski), Grzelak, Jovanović Ż , Aankour (53. Zając Ż ), Cebula (76. Fertovs) - Cabrera

Śląsk: Abramowicz - Zieliński (90. Kokoszka), Celeban, Dwali, Dudu - Kiełb Ż CZ , Hołota, Hateley, Pich (90. Dankowski) - Morioka, Mervo

Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń) Widzów: 6251

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.