Podbeskidzie Bielsko-Biała znowu na pograniczu grup mistrzowskiej i spadkowej

Podbeskidziu Bielsko-Biała, aby znaleźć się w czołowej ósemce piłkarskiej ekstraklasy, potrzebny jest teraz cud. Gdyby na koncie "Górali" był jeden punkt więcej, nie musieliby spoglądać na wyniki innych spotkań, a tak, do spełnienia jest kilka warunków - głównie niezależnych od samych "Górali".

Facebook?  | A może Twitter? 

Takie mecze to dla zawodników katorga: możesz wygrać spotkanie, dać z siebie wszystko, ale w ostatecznym rozrachunku musisz liczyć jeszcze na innych. Mimo, że mało kto okazuje przesadną troskę o awans do górnej połowy tabeli, jasnym jest, że piłkarze nie myślą o niczym innym, jak o miejscu które zagwarantuje im już teraz utrzymanie.

Bielszczanie sami muszą spełnić tylko jeden warunek: wygrać sobotnie spotkanie z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza (w teorii jest możliwe, że awansują nawet przy remisie, ale to bardzo mało prawdopodobne). Jeżeli tak się stanie, otworzy się pierwszy z trzech spustów zamku do drzwi prowadzących do górnej ósemki. Oprócz kompletu punktów z Termaliką, podopiecznym Roberta Podolińskiego prezent musi sprawić jeszcze Zagłębie Lubin, urywając punkty Wiśle Kraków i co najmniej remisując. To byłby drugi spust, ale otwarcie go i tak nic nie da, jeżeli Jagiellonia Białystok nie wygra z Piastem Gliwice, albo Lechia Gdańsk przegra bądź zremisuje z Ruchem Chorzów. To być może skomplikowane, ale wbrew pozorom prawdopodobne. Zagłębie jest na fali, więc ich zwycięstwo z Wisłą nie byłoby żadnym zaskoczeniem, a mimo, że zwycięstwo Jagiellonii nad Piastem wydaje się abstrakcyjne, to porażka Lechii z Ruchem jest możliwawysoce prawdopodobna. Istnieje też możliwość awansu, kiedy Podbeskidzie wygra, Wisła przegra, a Lechia i Jagiellonia zgodnie zgarną po trzy punkty w swoich meczach. Trudno będzie jednak o to, aby wszystkie czynniki spełniły się na raz, a tego potrzebują zawodnicy TSP.

Piłkarze spod Klimczoka już w zeszłym roku byli blisko czołowej "ósemki", ale o tym, że wylądowali w grupie spadkowej zdecydowały porażki z Piastem Gliwice i Lechem Poznań. Drużyna prowadzona wtedy przez Leszka Ojrzyńskiego, przez bardzo długi czas balansowała pomiędzy miejscem w pierwszej i drugiej części tabeli, ale ostatecznie biła się o utrzymanie. Tym razem, sytuację bielszczanie skomplikowali sobie w 28. kolejce, remisując u siebie z ostatnim w tabeli Górnikiem Zabrze.

Mimo, że szanse na spełnienie marzeń "Górali" o pewnym utrzymaniu po 30. kolejkach są niewielkie, Robert Podoliński i tak powinien być uważany za czarodzieja, niezależnie od ostatecznego układu tabeli. Przejął zespół po dramatycznym okresie za czasów Dariusza Kubickiego. Kiedy poprzednim razem opuszczał Bielsko-Białą, żeby pracować w Rosji, Czesław Michniewicz miał do dyspozycji świetnie przygotowaną fizycznie drużynę, a tego przywileju Podoliński nie otrzymał. Przebrnął przez rundę jesienną i mimo, że skończył ją na ligowym dnie, miał plan żeby się od niego odbić. Przeprowadził bardzo mądre transfery i - mimo że nie uratował jeszcze klubu przed spadkiem - wykonał już kawał dobrej roboty.

Podoliński przede wszystkim poukładał defensywę, sprowadzając dwóch doświadczonych stoperów: Jozefa Piacka i Pawła Baranowskiego. Wprowadził rywalizację na prawej stronie, ściągając Olega Wierietieło i Pawła Tarnowskiego, a Samuelem Stefanikiem powiększył możliwości w środku pola. Żaden z transferów nie był chybiony. - Nie mamy pieniędzy na to, aby się pomylić - mówił na początku zimowych przygotowań i słów na wiatr nie rzucał.

Wszyscy w klubie ciągle powtarzają, że na ten sezon celem było utrzymanie zespołu w ekstraklasie i jak na razie, wszystko idzie po ich myśli. Ale czy rozbudzone apetyty bielskich kibiców zostaną zaspokojone? Pewnie nie, ale za brak cudownego awansu do "ósemki", nikt posady nie straci. Tego można być pewnym i to napawa optymizmem w perspektywie dalszego funkcjonowania klubu.

źródło: Okazje.info

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.