Bizacki nie zakłada niebieskiej koszulki już od dziesięciu lat, ale wciąż mocno kibicuje klubowi, z którym walczył w Ekstraklasie i dostał szansę gry w reprezentacji Polski.
Ekskluzywne materiały i ciekawostki o Ruchu Chorzów na Facebooku >>
Krzysztof Bizacki: - Mam obawy. Szczególnie po ostatnich meczach na Cichej. Już kilka razy mogli dopiąć swego, a jednak ciągle coś złego stoi na nich drodze. Oby tak nie było do końca sezonu.
- Optymistyczny jest fakt, że Ruch nie gra źle w piłkę. Cracovia, Lech Poznań, Wisła Kraków. Każde z tych spotkań mogło, a nawet powinno zakończyć się dla Ruchu punktami. Przeszkadzali sędziowie, pech.
Przecież wystarczyłoby, żeby w ostatnim meczu na Cichej Patryk Lipski wykorzystał rzut karny i nie byłoby tej rozmowy. Wiem, że do Lipskiego nikt nie ma pretensji, bo karny to jednak trochę loteria. Doliczony czas gry, presja, no nie wyszło. Wierzę jednak, że na ten remis w Gdańsku ich stać.
- Nie. Oczywiście, że nie. Sam nigdy z taką myślą meczu nie rozpoczynałem, bo to najprostsza droga do porażki. Stwierdzam po prostu fakt - brakuje punktu, który trzeba zdobyć w meczu z Lechią.
- Spotykam się i rozmawiam z ludźmi, którzy znają się na piłce i większość z nich uważa, że Ruchu zabraknie w mistrzowskiej ósemce. Lechia jest mocna, ale chimeryczna. Też obawiam się o Ruch, ale jednak pamiętam o tym, że tej wiosny ten zespół pewniej czuje się na wyjazdach. Największy problem jest taki, że ze składu wypadło dwóch ważnych graczy, czyli Mariusz Stępiński i Michał Koj.
Wiadomo, że znajdą się zastępcy, ale to jednak nie musi być to samo.
- Rzeczywiście regularnie tracą ostatnio po trzy gole. W takim stylu meczu się nie wygra. No bo przecież trudno oczekiwać, żeby napastnicy strzelili cztery bramki. To się często nie zdarza. Stępiński ma tę łatwość w zdobywaniu goli. Piłka go szuka, ale jednak takich strat nie odrobi.
- W obronie pewnie zagra Mateusz Cichocki. Duża niewiadoma, bo jednak stracił początek rundy z powodu kontuzji. No chyba, że trener postawi na doświadczonego i sprawdzonego Marka Szyndrowskiego. Już nie raz pokazywał, że w trudnych chwilach można na niego liczyć. A w ataku? No jednak Michał Efir. Przy Stępińskim gra ogony. Wchodzi w końcówkach na zmiany. Myślę, że gra od pierwszej minuty dobrze mu zrobi i pokaże na co go naprawdę stać.
W Ruchu na pewno będzie wielka mobilizacja. Tak to musi zadziałać. Gdybyś ktoś trzy tygodnie temu powiedział, że Ruchu zabraknie w mistrzowskiej ósemce, to wzięliby go za idiotę. Teraz jednak taki scenariusz jest realny. Na szczęście wszystko wciąż jest w nogach zawodników z Chorzowa. Nie muszą się na nikogo oglądać. Przeliczać punktów i bramek. Dobrze, że w grze o miejsce w lepszej ósemce wciąż jest zaangażowanych kilka drużyn. Zapowiadają się duże emocje. Na to czekają kibice.
- Szczerze? Nie bardzo. Nie gram na Cichej już od dekady, ale jednak wciąż mam tam kolegów. Rozmawiamy i słyszę, że niewiele się tam zmienia. Za moich czasów było podobnie. W tym klubie zawsze brakowało pieniędzy. To niepokoi od lat. Nie pozwala mocniej ruszyć z miejsca. To ciągła walka o przetrwanie, a w tych warunkach sukces może się przydarzyć, ale na pewno nie będzie zaplanowany.
- Coś za coś. Chociaż nie ukrywam, że dla mnie domem Ruchu na zawsze pozostanie Cicha. Wciąż zaglądam na ten stadion. Wchodzę do szatni, ale już w koszulce reprezentanta Górnego Śląska. Koledzy pytają mnie wtedy: - Coś się zmieniło? A ja odpowiadam, że tak. Znowu wymienili żarówki. I taki już jest ten obiekt. Nawet jeżeli remontowany, to wciąż przestarzały. Na pewno nie przystoi do dzisiejszych czasów.
Piękniejsza strona ekstraklasy! Poznajcie dziewczynę napastnika Ruchu Chorzów!