Zagłębie Sosnowiec - Lech Poznań 1:1. Karol Linetty: Nic mnie już nie boli, mogę grać

- Cieszę się, że wreszcie mogłem wrócić na boisko i pomóc drużynie, a nie, jak ostatnio, tylko ściskać za chłopaków kciuki na trybunach czy przed telewizorem - mówi pomocnik Lecha Poznań Karol Linetty, który w meczu z Zagłębiem Sosnowiec (1:1) wszedł na boisko z ławki rezerwowych i zaliczył asystę przy bramce, która właściwie zapewniła Kolejorzowi awans do finału Pucharu Polski.

Karol Linetty nie grał w piłkę przez cztery tygodnie po tym, jak okazało się, że ma złamane żebro. Stracił szansę występu w reprezentacji Polski przeciwko Serbii i Finlandii, a na zgrupowaniu kadry był tylko statystą. - Bardzo żałuję, że przez kontuzję nie zagrałem m.in. z Legią Warszawa, że straciłem mecze reprezentacji, w tym szansę występu przed poznańską publicznością. Szkoda tym bardziej, że mecze kadry na naszym stadionie nie zdarzają się zbyt często - mówi lechita. - To już jednak historia, jest już za mną. Trzeba teraz wrócić do optymalnej formy i walczyć o kolejne powołanie. Sprawa mojego wyjazdu na Euro 2016 wciąż jest otwarta.

Pomocnik Kolejorza podkreśla, że problemy ze zdrowiem już całkowicie minęły. - Kłopoty z żebrem są już za mną. Było mi szczególnie ciężko, gdy zacząłem już trenować, ale wciąż nie było zgody na to, żebym grał. Teraz wszystko się już zrosło, nie odczuwam żadnego dyskomfortu. Co prawda, kiedy się mocno schylę, to mogę w miejscu złamania żebra wyczuć taką kuleczkę, to chyba okostna się rozlała, ale nic mnie już nie boli, wszystko jest OK. Jeśli trener będzie mnie wystawiał, mogę grać bez żadnego problemu - zapewnia.

W Sosnowcu Karol Linetty wszedł na boisko w 62. minucie i osiem minut później pomógł Maciejowi Gajosowi w zdobyciu bramki na 1:0. - Cieszę się, że wreszcie mogłem wrócić na boisko i pomóc drużynie, a nie, jak ostatnio, tylko ściskać za chłopaków kciuki na trybunach czy przed telewizorem. Powoli wracam do formy, w meczu z Zagłębiem miałem trochę strat i jestem zły na siebie z tego powodu. Z drugiej strony asystowałem Maćkowi Gajosowi, który strzelił ładnego gola. Myślę, że już w Łęcznej będzie lepiej z moją grą - mówi lechita i zgadza się z tym, że cały Lech ma co poprawiać w grze. - W Sosnowcu zaczęliśmy nerwowo, źle weszliśmy w ten mecz i Zagłębie przeważało, miało nawet swoje sytuacje. Potem jednak my mieliśmy dwie stuprocentowe szanse, gdy Nicki Bille dwa razy próbował strzelać w polu karnym. Szkoda, że się nie udało - opowiada. - W drugiej części myślę, że graliśmy już lepiej, ale dopóki nie zdobyliśmy bramki, było nerwowo. Zagłębie było nieprzewidywalne, dobrze grało w piłkę, zagrażało nam i było nerwowo. Strzeliliśmy jednak w końcu i uspokoiliśmy ich. Bardzo potrzebowaliśmy tej bramki i po niej wszystko było już w porządku, zeszło z nas ciśnienie. Może niepotrzebnie daliśmy się uśpić, bo stracony gol był niepotrzebny, ale przy prowadzeniu czuliśmy, że rywale nie będą w stanie zdobyć trzech bramek i nas wyeliminować. Liczy się to, że awansowaliśmy i znów zagramy w finale Pucharu Polski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.