Były trener Korony: Górnik w walce o utrzymanie będzie miał pewną przewagę

- Drużyna została źle przygotowana fizycznie? Jeśli ktoś tak mówi, to po prostu opowiada bajki - przekonuje Leszek Ojrzyński, były trener Korony Kielce, lktóry formalnie wciąż jest związany z Górnikiem Zabrze. Zespół prowadzi jednak Jan Żurek.

- Jestem zwolniony z prowadzenia zajęć, ale kontrakt nadal obowiązuje. Wiadomo - fajnie się zwalnia, tylko że pewne rzeczy trzeba dogadać. A ja nie otrzymałem jeszcze nawet pensji za styczeń i luty. Klub co prawda przedstawił mi ofertę rozwiązania kontraktu, ale była ona nie do przyjęcia - tak Leszek Ojrzyński mówił nam na początku marca, zaraz po swoim zwolnieniu z Górnika.

Jak się okazuje, od tamtego czasu wiele się nie zmieniło. Formalnie Ojrzyński wciąż jest pracownikiem klubu z Roosevelta. - Żeby rozwiązać umowę, najpierw musiałbym otrzymać od działaczy drugą ofertę. A takiej oferty nie ma. Wygląda więc na to, że trzeba będzie poczekać aż moja umowa wygaśnie, czyli do końca sezonu - podkreśla Ojrzyński.

Kamil Kwaśniewski: Śledzi pan mecze Górnika?

Leszek Ojrzyński: Nie od deski do deski, bo mam trochę swoich obowiązków, ale najważniejsze fragmenty tych meczów widziałem.

I jakie wnioski?

- Zostałem zwolniony, więc niezręcznie mi się wypowiadać. Powiem tak: życzę Górnikowi utrzymania i myślę, że on je wywalczy. Te ostatnie siedem meczów sezonu to już bowiem zupełnie inna śpiewka. Tu każde spotkanie będzie się wiązało z ogromną presją. Górnik natomiast ma tę przewagę nad rywalami, że z tą presją zdążył się już oswoić. Od początku rozgrywek jest przecież na dnie tabeli, niedawno zagrał Wielkie Derby Śląska dla 24 tysięcy ludzi na trybunach... W końcówce sezonu takie rzeczy będą miały duże znaczenie. Poza tym na utrzymanie Górnika właściwie nikt nie stawia, wszyscy go skreślili. Wtedy gra się łatwiej, na większym luzie.

Na Roosevelta można usłyszeć, że zespół został źle przygotowany fizycznie.

- Jeśli ktoś tak mówi, to po prostu opowiada bajki. Zestawiliśmy jesienne mecze z lutowymi Wielkimi Derbami Śląska i okazało się, że w tym drugim przypadku zawodnicy biegali więcej i mieli więcej sprintów. W pojedynku z Lechem przebiegliśmy - jako cały zespół - pięć kilometrów więcej niż rywal. Takie są fakty.

Sporo krytyki spada na Jose Kante, którego to pan sprowadził.

- To chłopak, który jest w stanie zdobywać po dwie albo nawet trzy bramki w meczu. Musi się tylko przełamać. W takich sytuacjach trzeba zachować spokój. Wieszając na nim psy, można go tylko skrzywdzić.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.