Górnik Zabrze. Małgorzata Mańka-Szulik o klubie, pieniądzach i czwartej trybunie [OBSZERNA ROZMOWA]

- Co, jeśli Górnik spadnie? Zapewniam, że nie zostawimy klubu w trudnej sytuacji. Jesteśmy i będziemy konsekwentni w opiece nad nim. To jest właśnie to bezpieczeństwo, jakie dajemy. Miasto kocha Górnika "pomimo", a nie "za" - mówi Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent Zabrza, właściciela Górnika.

Czy Górnik Zabrze będzie piął się w tabeli? Podyskutuj na Facebooku >>

Kamil Kwaśniewski, Paweł Czado: Jak ocenia pani obecną sytuację Górnika?

Małgorzata Mańka-Szulik: Wiadomo, że nasz klub boryka się z poważnymi problemami już od dawna. Wszyscy pamiętamy czasy, gdy w Górniku wyłączano prąd. Od momentu, kiedy objęłam urząd prezydenta miasta, czyli od prawie dekady, miasto robi wszystko, by wesprzeć klub na drodze do normalności. Uważam, że dzięki temu dzisiaj Górnik, owszem, nadal stąpa nerwowo, ale już jednak pewniejszym krokiem. Taka jest niestety specyfika większości polskich klubów.

Co, gdyby miasto, które jest większościowym udziałowcem, otrzymało od prywatnego inwestora naprawdę konkretną ofertę sprzedaży klubu?

- Wszystko można sprzedać, Górnika także. Nie mam nic przeciwko, ale tylko pod warunkiem, że to byłaby rzeczywiście dobra, przemyślana i przede wszystkim sprawdzona oferta. Od razu trzeba sobie jednak uzmysłowić, że w polskim futbolu zbyt często takich ofert się nie spotyka. Mamy w Zabrzu doświadczenia z czasów, kiedy klubem rządziła spółka Allianz. Ona rzeczywiście dała miastu pewien oddech, a klubowi stabilizację. Dzięki temu mogliśmy wtedy podjąć wielkie wyzwanie, jakim jest budowa nowego stadionu. Niestety, tego wiarygodnego partnera, jakim był Allianz, szybko dotknęły problemy - w efekcie z większościowego udziałowca stał się mniejszościowym.

Nie zmienia to faktu, że samorządy oczywiście nie są od prowadzenia tego rodzaju działalności sportowej. Jeśli więc znajdzie się naprawdę stabilny i wiarygodny partner, który przejmie Górnika, to będę wtedy najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Ale klubem z tak ogromną tradycją i wielkimi osiągnięciami nie można się bawić. Z przykrością muszę powiedzieć, że nie wszyscy, którzy podejmują współpracę z Górnikiem, patrzą dalekosiężnie.

Co ma pani na myśli?

- Żeby zarządzać czymkolwiek, trzeba dokładnie wiedzieć, skąd się wychodzi i dokąd się zmierza. W przypadku Górnika nie może chodzić o natychmiastowe zyski. Górnik jest jednym z najbardziej utytułowanych klubów w kraju i nie można zamknąć go dziś na jednej półce, a jutro na innej. Musimy pamiętać, jak ciężko pracowano na jego wcześniejsze sukcesy. Należy zrobić wszystko, żeby stabilnie funkcjonował na poziomie ekstraklasy. A czy będzie na miejscu dwunastym, ósmym, trzecim, czy, daj Boże, na pierwszym, to inna sprawa... Przede wszystkim nie możemy jednak pozwolić sobie na spadek z ekstraklasy. Zwłaszcza że Górnik dwukrotnie w takiej sytuacji już był i przekonaliśmy się, co to oznacza.

Co, gdyby - odpukać - Górnik jednak spadł?

- Mogę zapewnić, że go nie zostawimy. Jesteśmy i będziemy konsekwentni w opiece nad klubem. To jest właśnie to bezpieczeństwo, jakie dajemy. Miasto kocha Górnika "pomimo", a nie "za". Ten klub jest ogromną wartością społeczną, a my realizujemy przecież zadania społeczne. Czyli odwrotnie niż biznesmen, który po prostu robi biznes. Już nie chcę mówić, że ktoś taki potraktowałby klub instrumentalnie. Zawsze będę robiła wszystko, by uciec od instrumentalnego traktowania klubu.

W tej chwili Górnik jest na dobrej drodze do pierwszej ligi. Zajmuje ostatnie miejsce w tabeli...

- Nie jestem fachowcem, ale moja wiedza wystarczy do tego, by spojrzeć na to, co się dzieje, rzetelnie. A tabela ekstraklasy jest bardzo spłaszczona i ciągle może zdarzyć się właściwie wszystko. Oczywiście, nie można uciekać od pesymistycznych wariantów, ale w zarządzaniu zawsze są wersje A, B i C.

Do dziś pamiętam różne tytuły prasowe na temat Górnika sprzed lat: "Pan Bóg jest zabrzaninem" albo "Górnikowi znów udało się uciec przed spadkiem". Kiedy czytałam je po raz pierwszy, bawiły mnie. Ale kiedy dotknęłam tego podwórka już jako osoba współodpowiedzialna za ten klub, to nie są już dla mnie żarty.

Przypominam sobie okres po spadku z ekstraklasy w 2009 roku. Ściągnęliśmy do Zabrza trenera Adama Nawałkę i za cel postawiliśmy mu awans. Nie było łatwo. Ani wtedy, ani później. Pamiętacie serię porażek, gdy trybuny krzyczały: "Nawałka musi odejść!"? Ale trener był bardzo konsekwentny i miał konkretną filozofię działania. Dlatego, mimo wielu głosów sprzeciwu, zdecydowaliśmy, że trener zostaje. W efekcie doczekaliśmy momentu, kiedy Górnik znalazł się na pierwszym miejscu tabeli! Trwało to co prawda krótko, a my mieliśmy świadomość, że jest to pozycja nieadekwatna do budżetu klubu, ale się zdarzyło. To pokazuje, jak ważnym jest, aby patrzeć na klub odpowiedzialnie. I ja właśnie tak na niego patrzę.

Bez pomocy miasta Górnik już by upadł?

- Nie wiem. Proszę wsłuchać się w opinie ludzi, którzy towarzyszą Górnikowi od 20 czy 25 lat. Robię to, co uważam za obowiązek prezydenta miasta. Mamy kilka marek sławiących Zabrze. To medycyna, kultura, nauka i sport. Gdyby zrobić wśród mieszkańców ankietę na temat tej największej ikony, to jak odpowiedzieliby zabrzanie? Z czym utożsamiają się najbardziej? To oczywiste: z Górnikiem. Dopiero potem są Śląskie Centrum Chorób Serca czy Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii. Coraz mocniejsza jest turystyka poprzemysłowa, ale ciągle między Górnikiem a całą resztą jest kilka schodów różnicy.

Górnik jest ogromną wartością społeczną, czymś niezwykłym dla wielu ludzi z naszego miasta, i nie tylko z naszego. Proszę sobie przypomnieć, co stało się, gdy oddaliśmy do użytku stadion. Pierwszy mecz, z Ruchem Chorzów, obejrzało ponad 25 tysięcy widzów, a bilety rozeszły się w przedsprzedaży w trzy dni. Żal było mi kibiców, którzy przy padającym deszczu stali w tych długich kolejkach.

Górnik to więc duża odpowiedzialność. Tym bardziej nie chciałabym znów przeżywać tego, co przeżywałam na początku swojej kadencji. Wtedy przynajmniej raz w tygodniu do urzędu miasta przychodzili piłkarze i mówili: "Pani prezydent, Górnik nam nie płaci. Kiedy dostaniemy nasze pieniądze?". Właśnie dlatego powstała spółka, która ma wreszcie postawić klub na nogi. Ma działać jak przedsiębiorstwo, bo przecież klub piłkarski to nic innego jak przedsiębiorstwo. W mieście funkcjonuje wiele spółek. Po to każda z nich ma prezesów i dyrektorów, by dobrze realizowały swoje zadania. Ja je tylko rozliczam. I tak samo ma to wyglądać w Górniku. Ludzie, którzy wchodzą do klubu, muszą czuć się za niego odpowiedzialni.

Wciąż nie ma odpowiedzi na pytanie, kto jest winien temu, że w zeszłym roku długi Górnika sięgnęły 40 mln zł? Fatalnym zarządzaniem za czasów Allianzu wszystkiego wytłumaczyć się nie da.

- Nie chcę zapuszczać się w ten temat, od tego są prezesi klubu. Tak jak mówiłam: był okres, kiedy w klubie brakowało nawet prądu. Od momentu, kiedy klub jest wspierany przez miasto, takie incydenty nie miały już miejsca. Owszem, względy finansowe, które ciągną klub w dół, są od lat. Nie wiem, który rok był ostatnim dobrym rokiem dla Górnika, ale obecnie klub nie ma żadnych pilnych płatności w stosunku do ZUS-u czy innych podmiotów.

Kiedy Górnik zacznie na siebie zarabiać?

- To pytanie do prezesa klubu. Sama zresztą mu je zadaję.

I co odpowiada?

- Tu już nie chodzi tylko o słowa, ale o czyny. Prezes ma własną filozofię, którą jak do tej pory mnie przekonuje. A składowych w budżecie jest oczywiście wiele. Im lepsza gra, tym więcej pieniędzy z Canal Plus, zysków z transferów i korzyści z dnia meczowego. Życzmy sobie więc, by nadal na stadion przychodziło po kilkanaście tysięcy ludzi. Czy to chłód, czy mróz, czy środek tygodnia. Cieszę się, że kibice są z zespołem, mimo że ten rozpoczął rok bardzo słabo. Kiedy słucham dyskusji na temat zawodników, którzy obecnie grają w Górniku, to okazuje się, że wielu z nich ma ogromne walory piłkarskie. Pytam więc: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

Z drugiej strony, można raz jeszcze przytoczyć przykład trenera Nawałki, który pracował w Górniku prawie cztery lata. Od czasu do czasu zespół ocierał się o szpic tabeli, ale to dlatego, że trener cały czas coś w nim poprawiał, ciągle wypatrywał nowych zawodników.

Kiedy Adam Nawałka odejdzie z reprezentacji - kiedyś każda misja się kończy - będzie pani namawiała go do powrotu do Górnika?

- Nie ja będę o tym decydowała. Jeśli jednak władze klubu chciałyby postawić na trenera Nawałkę, ja również bym mu zaufała. Nie znam się na piłce, więc nie będę się popisywała wiedzą, ale jako obserwator mogę powiedzieć, że do tej pory lepszego trenera nie widziałam. W tym, że został selekcjonerem, nie ma żadnego przypadku. To człowiek bardzo konsekwentny, żyjący swoją pracą.

Teraz podobne podejście widzę u trenera Jana Żurka. Rozpoczął swoją pracę z ogromnym entuzjazmem, chociaż, powiem szczerze, postawienie na niego akurat przed meczem z Legią Warszawa to nie była wcale łatwa decyzja. Ostatni zespół tabeli spotykał się przecież z pierwszym. Mimo to po trenerze Żurku widziałam, że on naprawdę wierzy w zwycięstwo.

Ile w tym prawdy, że to pani wybiera i zwalnia trenerów Górnika?

- Prezydent miasta jest od wszystkiego. Zmiany trenerów wymagają mojej akceptacji. Ale akceptacja i wybór to nie to samo. Trenerów ani nie wybieram, ani nie zwalniam, bo nie mam takich ambicji. Swoją drogą, to bardzo poważne pytanie. Widzę, że cenicie mnie, panowie. Miło mi, ale nie jestem od tego, by rozstrzygać, kto powinien poprowadzić klub.

W takim razie według jakiego kryterium akceptuje pani taką kandydaturę?

- Na końcu zawsze stoją pieniądze. Jeśli prezes spółki chce wydać je na jakieś konkretne działanie, to musi swój wybór uzasadnić. W przypadku trenera chcę usłyszeć pięć argumentów "na tak". Tego typu sytuację mieliśmy zresztą w tym miesiącu. Szczerze? Nie wiem, czy trenerowi Leszkowi Ojrzyńskiemu nie podziękowano zbyt wcześnie. Gdyby prezes Marek Pałus uznał, że powinniśmy jeszcze poczekać, powiedzmy, dwa mecze, to tak by się stało. Ale widział to inaczej. I trzeba sobie rzeczywiście powiedzieć, że gry w ostatnich poczynaniach zespołu za wiele nie było. Mecze były raczej "chodzone", a nie grane.

Kiedy zostanie wybudowana czwarta trybuna stadionu?

- Proces budowy stadionu jest bardzo trudny. Ta inicjatywa to jednak nie kwestia mojego wymysłu, lecz kwestia, którą w Zabrzu analizowano od wielu lat. Proszę zauważyć, że elementem tego procesu było boisko z podgrzewaną murawą, które oddano już wcześniej. To dowód tego, że o nowym stadionie myślano już i za prezydenta Urbańczyka, i za prezydenta Gołubowicza. Na początku mojej prezydentury każda runda rozgrywek zaczynała się od pytań w stylu: "dostaniemy licencję czy nie?", "policja pozwoli grać czy nie?", "a co ze strażą pożarną?".

Kiedy Górnik obchodził swój jubileusz w Domu Muzyki i Tańca w 2008 roku, na tę uroczystość przyjechał Marcin Rosół, przedstawiciel Mirosława Drzewieckiego, ówczesnego ministra sportu, i powiedział - właśnie z inicjatywy ministra - że kiedy budowa stadionu się rozpocznie, Ministerstwo poniesie połowę jej kosztów. Powtarzam: połowę. Te słowa można odsłuchać z nagrań, odnaleźć w gazetach. Dyskusje z radnymi miasta czy z jego skarbnikiem nie były łatwe, ale trzeba pamiętać, że budowy stadionu podjęliśmy się w komfortowej sytuacji. Allianz, który był większościowym udziałowcem, miał zadbać o budowę klubu, a miasto o infrastrukturę. Taki podział ról był do przyjęcia. Wspomniana obietnica ministerstwa została jednak szybko przyćmiona przez wybór Polski na współgospodarza Euro 2012. Tu trzeba było wybudować jeden stadion, tam drugi... Wiadomo, że obiekt w Zabrzu mógł liczyć najwyżej na rolę wspomagającego. Został zepchnięty na dalszy tor, a kiedy minister Drzewiecki odszedł ze stanowiska, temat tego wsparcia w ogóle upadł, choć wniosek leży w ministerstwie do dziś. Wciąż myślimy o tym, aby upomnieć się o jego rozpatrzenie

Uważam, że tak naprawdę na Śląsku mamy tylko dwa kluby z tradycjami, które ściągają kibiców - to Górnik Zabrze i Ruch Chorzów. Gliwice, które wybudowały stadion według swoich potrzeb, są przykładem na to, że brak tradycji może przekładać się na frekwencję. Tamtejsze trybuny liczą około 10 tysięcy miejsc, a trudno je zapełnić. Nawet dziś, kiedy Piast jest wiceliderem tabeli. Górnik tymczasem znajduje się w jej dole, a widownia na jego meczach jest zupełnie inna.

Ale ta czwarta trybuna powstanie?

- Oczywiście! Dzięki Bogu jestem jeszcze prezydentem Zabrza. Przede mną trzy budżety w tej kadencji, a nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Jestem bardzo konsekwentna w działaniu. Proszę tylko dać nam czas. Na razie realizujemy wciąż inwestycje w parkingi, całą strefę komercyjną. I jeszcze jedno. Jak kocham swoje miasto, tak muszę powiedzieć, że w przypadku tak dużej inwestycji jak ten stadion nie jest to "aż Zabrze", ale "tylko Zabrze". Inaczej niż Gliwice i Tychy, my swoją strefę ekonomiczną dopiero tworzymy. A żeby coś zrobić, muszę przecież najpierw na czymś innym zarobić. Na dodatek nasz budżet bardzo obciążyła poprawa gospodarki wodno-ściekowej. To kosztowało nas miliard złotych. Ba, w międzyczasie dołożyliśmy się również do budowy Drogowej Trasy Średnicowej. Mogliśmy się obrazić i tego nie robić, ale wtedy nie przyjechałby do nas żaden inwestor.

Oczywiście nasz stadion jest zbyt piękny, by zostawić go w trzech czwartych. Ten temat trzeba dokończyć, ale nie możemy rzucić się od razu na budowę czwartej trybuny, kiedy rząd wskazał chociażby działania oświatowe, czyli konieczność zorganizowania dla trzy-, cztero- i pięciolatków miejsc w przedszkolach. Zgodzicie się panowie, że nikt by mi nie wybaczył, gdybym myślała o budowie trybuny stadionu, podczas gdy dla dzieci nie byłoby miejsc w przedszkolach. Ale jak tylko trochę się odkujemy, dokończymy budowę stadionu.

Czy to realne, żeby czwartą trybunę wybudowano w ciągu najbliższych pięciu lat?

- Jak najbardziej. To może być pięć lat, ale to równie dobrze mogą być trzy lata. Stadionu w obecnym stanie na pewno nie zostawimy, choć rozumiem, że w tym momencie kibicom bardziej chodzi o efekt wizualny, bo przecież miejsc na trybunach jest dosyć. Patrząc na ostatnie dwa mecze, do wypełnienia pozostaje jeszcze sporo krzesełek.

Chcę zwrócić uwagę na coś jeszcze. Na kontrole NIK. Kończyła się jedna i już zaczynała następna. Gdyby coś znaleziono, sprawa trafiłaby przecież do prokuratury. Oczywiście, każdy ma prawo do swojej oceny, więc ktoś może na przykład powiedzieć, że trzeba było wybudować stadion na 45 tys. widzów. Ja wiem, że w Zabrzu wystarczą 32 tys. Ale to nie wynika z mojej subiektywnej opinii, tylko z fachowych analiz. Prowadziliśmy je przez lata.

Wszyscy pamiętamy czasy, kiedy Górnik grał, jak grał, a na stadion przychodziło 20 tysięcy ludzi. Kiedy przyjechali do nas przedstawiciele spółki Allianz, to patrzeć się na te spotkania nie dało, takie były słabe! Trybuny jednak pękały w szwach. Pamiętam słowa Michaela Muellera [ówczesnego wiceprezesa Allianz Polska - przyp. aut.], który powiedział: "To jest jakiś fenomen! Gra fatalna, ale kibiców mnóstwo. Jak to możliwe?". To właśnie dzięki tamtym tłumom Allianz zaangażował się w klub.

Teraz o takich sponsorów muszą zawalczyć klub i Spółka Stadion w Zabrzu. Bo na razie dużą aktywnością wykazuje się przede wszystkim miasto. Czas, by to samo zrobili prezesi.

Wydźwięk raportu NIK był dla was bardzo niekorzystny. Tymczasem wiceprezydent Krzysztof Lewandowski przekonywał w rozmowie z "Wyborczą", że w porównaniu do innych polskich stadionów ta kontrola wypadła pozytywnie.

- Wiem, jak NIK podszedł do tej kontroli. Sprawdzano nas bardzo dokładnie, dopytywano, analizowano. Gdyby NIK miał jakiekolwiek powody, by zaalarmować prokuraturę, zrobiłby to. Skoro jednak do tego nie doszło, to znaczy, że naruszeń nie stwierdził.

Kiedy zaczynaliśmy budowę, doskonale wiedziałam, że cały ten proces będzie wnikliwie sprawdzany. Tym bardziej się staramy. Zwłaszcza że stadion ma trudną historię. Przypomnijmy sobie czas spowolnienia gospodarczego, by nie powiedzieć: kryzysu. Mimo to ówczesny wykonawca, czyli Polimex-Mostostal, dużą część inwestycji zrealizował na naprawdę dobrym poziomie. Niestety, kryzys spowodował, że Polimex-Mostostal zszedł z jednej, drugiej, trzeciej budowy, a w końcu i my musieliśmy się z nim pożegnać. Znów powiem nieskromnie: w sytuacji, kiedy firma schodzi z budowy, koszty niejednokrotnie mocno idą w górę, ale w naszym przypadku tak nie było. Gdyby porównywać koszt jednego krzesełka, to u nas jest on znacznie niższy niż w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Wrocławiu. Mówimy o najkorzystniejszej cenie, jaką można było uzyskać. Udało się to, bo poszliśmy trudną drogą. Nie wyłoniliśmy kolejnego generalnego wykonawcy, tylko wybraliśmy mniejsze przetargi.

Myślę, że jak przejdę na emeryturę, to napiszę bardzo ciekawą książkę. O Górniku Zabrze i jego stadionie. I raz jeszcze powtórzę - ten klub kocha się "pomimo", a nie "za". Ja wiem, że - podobnie jak wielu kibiców - serca do Górnika nigdy nie stracę.

Czy Jan Żurek wyciągnie Górnika Zabrze ze strefy spadkowej
Więcej o:
Copyright © Agora SA