Górnik Zabrze. Rafał Kędzior: Nie wmawiamy, że świeci słońce, kiedy pada deszcz [ROZMOWA]

- Kluczowe są wyniki na boisku. Jeśli ich nie ma, to trudno, by klub chciał bazować na fajnych akcjach marketingowych. Ktoś, kto w takiej sytuacji wyjdzie z pozytywnym przekazem, od razu zostanie boleśnie zweryfikowany przez ten wszechobecny hejt. Czasami więc warto zastanowić się, czy nie podejść do sprawy jak lekarz, czyli przede wszystkim nie zaszkodzić - mówi Rafał Kędzior, rzecznik prasowy Górnika Zabrze.

Jeszcze niedawno Rafał Kędzior był dziennikarzem stacji Orange Sport, ale od listopada pełni już rolę rzecznika prasowego i osoby odpowiedzialnej za politykę medialną Górnika Zabrze. Pamiętając o tym, że na boisku zabrzanie kompletnie zawodzą - spore wyzwanie.

Kamil Kwaśniewski: Jak jest po tej drugiej stronie barykady?

Rafał Kędzior: - Największym plusem jest to, że znów zacząłem się emocjonować meczami. Wiem, że wiele osób może w to nie uwierzyć, ale dziennikarzowi bardzo łatwo pozbyć się takich czysto kibicowskich emocji. Jasne, jeśli zajmujesz się klubami ze Śląska, to po cichu trzymasz za nie kciuki, ale to nie zmienia faktu, że będąc na meczu, jesteś w pracy. Ta radość z wygranych mi uciekała, bo skupiałem się na tym, jak spotkanie "ugryźć" w materiale, co pokazać.

Wiele razy ktoś pytał mnie, czy to w ogóle możliwe, że skoro jestem z Katowic, to mogę obiektywnie informować chociażby o sprawach klubu, którego kibice GieKSy nie lubią. W rzeczywistości to zupełnie naturalna sprawa. Dziennikarz, który podchodzi do zawodu profesjonalnie, nigdy nie będzie miał z tym problemu. Prędzej ta sytuacja się odwróci. Pamiętam, jak w Orange Sport komentowałem swój pierwszy mecz GKS-u, a Janusz Basałaj - wiedząc, skąd pochodzę - uprzedzał mnie, żebym tej GieKSie nie sprzyjał. Po meczu trafiłem w Internecie na opinię: "Ten komentator to chyba ze Szczecina, bo ewidentnie był za Pogonią" (śmiech).

Wracając do Górnika - znów poczułem się jak nastolatek, który idzie na mecz swojej drużyny i wszystko bardzo przeżywa. Poza tym teraz jeszcze lepiej widzę, jak fajna jest praca dziennikarza. Można doradzać, podawać złote środki i nie ponosić za to praktycznie żadnych konsekwencji. Kiedy sam pracowałem w mediach, też miałem wyobrażenie, jak powinien funkcjonować jeden czy drugi klub. Teraz jednak widzę, że to wszystko nie jest takie łatwe. Ale - jak to powiedział kiedyś Winston Churchill - lepiej, żeby ludzie nie wiedzieli, z czego robi się parówki i politykę. Liczy się dopiero efekt finalny. Dlatego nie jest rolą klubu, by informować o najmniejszych niuansach.

Była mowa o plusach, ale minusów też pewnie nie brakuje, zwłaszcza że do Górnika trafiłeś w bardzo trudnym dla niego momencie.

- Musiałem się tej pracy nauczyć. Znałem klub, ale od innej strony. Co więcej, już kilka dni po moim przyjściu do zmarł Krzysiek Maj. Dla nas wszystkich to była trudna sytuacja. Poza tym przeżyłem już ostatnie miejsce w tabeli, zmianę trenera... Czyli może być już tylko lepiej.

Nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele czasu i pracy pochłaniają kwestie formalne, papierkowe. Rzeczy, których kibic na co dzień nie widzi. Wiem też, że fani Górnika oczekują lepszej promocji meczów. Razem z właścicielem klubu mocno nad tym pracujemy. Pierwsze efekty widzieliśmy już przed Wielkimi Derbami Śląska, kiedy było nas widać w praktycznie każdym śląskim mieście.

Mam sporo pomysłów i myślę, że powoli będziemy je realizować. Dobrze jednak powiedział ostatnio Ken Kallaste, który stwierdził, że nie można wykonać długiego skoku, jeśli najpierw nie weźmie się odpowiedniego rozbiegu.

Górnik jest dziś klubem medialnym?

- Najpierw musielibyśmy sprecyzować, co rozumiemy przez słowo "medialność". Bo wiadomo, że jeśli w tak dużym klubie jest źle, to pisze się o nim i mówi wiele, choć nie zawsze pozytywnie. Pewne jest to, że gdyby za kryterium przyjąć liczbę osób, które interesują się losami Górnika, to jesteśmy w polskiej czołówce. Legia, Lech, Górnik, Lechia, Wisła, Ruch... Informacje na temat tych klubów zawsze będą chętnie czytane.

Kluczowe są wyniki na boisku. Jeśli ich nie ma, to trudno, by klub chciał bazować na fajnych akcjach marketingowych. Ktoś, kto w takiej sytuacji wyjdzie z pozytywnym przekazem, od razu zostanie boleśnie zweryfikowany przez ten wszechobecny hejt. Czasami więc warto zastanowić się, czy nie podejść do sprawy jak lekarz, czyli przede wszystkim nie zaszkodzić. Nie ma sensu wmawiać ludziom, że świeci słońce, kiedy na głowę pada im deszcz.

W Zabrzu się tak nie robi?

- Wszyscy - i ludzie pracujący w klubie, i kibice - wierzymy, że utrzymamy się w Ekstraklasie. Dostrzegamy pozytywny i staramy się je uwypuklać. Pierwsza bramka, pierwszy zdobyty punkt, lepsza gra... W tym momencie nie chodzi nam jednak o to, by brylować w mediach. Nie dlatego, że nam się nie chce, ale z powodu, o którym już wspomniałem - nie zakłamujemy rzeczywistości. Chcemy natomiast pokazywać kibicom też dobre rzeczy, bo takie oczywiście również są.

Którzy piłkarze Górnika mają talent do mediów?

- Wielu jest takich. Łukasz Madej, Grzesiek Kasprzik, Radek Janukiewicz, Sebastian Steblecki, Szymon Matuszek, Paweł Golański, Roman Gergel, Erik Grendel, Jose Kante... Oni wszyscy mają sporo ciekawego do powiedzenia. A mógłbym tak wymieniać jeszcze dłużej. Gdyby z mediami rozmawiał Radek Sobolewski, on również znalazłby się w tym gronie. Ale jestem przekonany, że to podejście Radka do mediów niebawem się zmieni, bo on chce przecież zostać trenerem. Zresztą, kiedy podczas zgrupowania w Hiszpanii przeprowadziłem drużynie medialne szkolenie, miał wiele ciekawych pytań. Widać, że o tej trenerce myśli na poważnie (śmiech).

Tobie zdarzyło się mieć pretensje do dziennikarzy?

- Jak zespół przegrywa, to dziennikarz nie może napisać, że wygrywa. Oczywista sprawa. Najważniejszy jest sposób przekazu. Ja pretensje miałem raz, kiedy dziennikarz jednego z portali opublikował informację, nie pozwalając klubowi zająć wobec niej stanowiska. Uczono mnie bowiem, że dziennikarz powinien dać głos każdej ze stron. A numer mojego telefonu jest na stronie internetowej, zawsze można do mnie zadzwonić...

To ważne, zwłaszcza że dzisiaj dziennikarzem może być właściwie każdy. Ktoś założy portal wspieramynaszklub.pl i już chce akredytację na mecz. Właśnie takie osoby narzekają najczęściej. Swoją drogą, przyglądam się temu, jak ten proces akredytacyjny wygląda w innych klubach czy w Polskim Związku Piłki Nożnej. Szczerze? Na ich tle nie jestem specjalnie asertywny. Często myślę sobie: "Dobra, dajmy akredytację nawet temu małemu portalikowi. To zawsze jeden tekst o Górniku więcej". W takim PZPN-ie tymczasem selekcja jest bardzo prosta - pierwszeństwo mają wielkie tytuły i wielkie telewizje. Może kiedyś się na tym przejadę, ale dostęp do zespołu i informacji z klubu staram się umożliwić każdemu na takim samym poziomie.

Ostatnio w klubach modne stają się sprostowania dotyczące materiałów prasowych. Wisła Kraków na przykład zaczęła tworzyć je wręcz hurtowo...

- Nawet gdyby pojawił się na temat Górnika tekst, który na takie sprostowanie by zasługiwał, to najpierw 10 razy bym się zastanowił. Wiem, że niektórzy powiedzieliby: "Czemu nie skontrowałeś?", ale prawda jest taka, że to tylko nakręca szum wokół sprawy. Każdego dnia zalewa nas tak wiele informacji, że te, które przeczytamy rano, niedługo potem są już w cieniu innych. Odnosząc się natomiast do jakiegoś negatywnego tekstu, sprawiłbym tylko, że on znów znalazłby się na topie. Po prostu jeszcze więcej ludzi by go przeczytało. Czasami warto więc spuścić zasłonę milczenia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.