Ruch Chorzów. Dariusz Gęsior: Takiej szansy z rąk już nie wypuścimy [ROZMOWA]

- Każdy taki młody chłopak musi wybiegać na boisko z myślą, że młodzieżówka to tylko przystanek. Celem zawsze musi być dorosła reprezentacja - mówi Dariusz Gęsior, mistrz Polski w barwach Ruchu Chorzów, a dziś koordynator w Akademii Piłki Nożnej klubu z Cichej.

Facebook?  | A może Twitter? 

Marcin Dorna, selekcjoner reprezentacji Polski do lat 21 postawił na czterech zawodników Ruchu: Łukasza Monetę, Patryka Lipskiego, Kamila Mazka i Mariusza Stępińskiego. Czwórka kadrowców z Cichej będzie brana pod uwagę przy ustalaniu składu na mecz z Finlandią w środę, 23 marca w Bydgoszczy (początek o godz. 18.) oraz trzy dni później (26 marca) z Białorusią we Włocławku (godz. 14.)

Wojciech Todur: W młodzieżowej reprezentacji Polski jest czterech zawodników Ruchu. Nawet za Pana czasów nie było tak dobrze.

Dariusz Gęsior: - Zdecydowanie. Tak naprawdę za moich czasów jeździłem na zgrupowania kadry sam. Tak było w młodzieżówce, a potem reprezentacji olimpijskiej. Przez pewien czas towarzyszył mi również Tomek Jaworek, który był w kadrze olimpijskiej, ale jednak na turniej do Barcelony już nie pojechał. Więcej kadrowiczów było w młodszych rocznikach. Chociażby w reprezentacji Polski do lat 17.

Warto więc docenić to co się dzieje teraz.

- Fajnie, że Marcin Dorna i w ogóle sztab reprezentacji postawił naszych graczy. Sami to zapracowaliśmy. W kadrze powinni występować ci którzy grają dużo i są przy tym w formie. Ruch jest klubem, który odważnie stawia na młodych graczy. Piłkarze, którzy dopiero co przekroczyli dwudziesty rok życia stanowią o sile naszej drużyny. To procentuje. Powołanie do kadry to właśnie taki bonus. Zyskuje też Ruch, bo potem na Cichą wracają lepsi, bardziej doświadczeni gracze. Młodzi zawodnicy inwestują też w siebie. Pokażą się z dobrej strony w Europie to ich wartość wzrośnie. Szansa na transfer do lepszego klubu również.

Wspominał Pan kiedyś, że ciągłe wyjazdy na zgrupowania kadry utrudniały Panu walkę o miejsce w drużynie Ruchu.

- To były jednak inne czasy. Zgrupowań było więcej. Często odbywały się w tygodniu poprzedzającym ligowy mecz. Wyjeżdżałem więc w poniedziałek, wracałem w piątek, a w niedzielę było ligowe spotkanie. Starszyzna wiedziała jak zadbać o swoje i nie tak łatwo dopuszczała takiego dzieciaka jak ja do grania w lidze. A warto pamiętać, że byłem w kadrze pierwszej drużyny już w wieku 17 lat.

Teraz jest jednak inaczej. Młodzi wyjeżdżają na kadrę, ale Ruch i tak ma teraz przecież przerwę od ligowych rozgrywek. Pewnie burzy to w jakimś stopniu plan przygotowań, jaki nakreśla trener Waldemar Fornalik, ale jednak nie w takim stopniu jak za moich czasów.

Poza tym dzisiejsza młodzież to wiodący zawodnicy Ruchu. Nie muszą być na miejscu, żeby przypilnować swoich pozycji w zespole. W czasie ich nieobecności hierarchia w drużynie przecież się nie zmieni. Wrócą mocniejsi.

Tych chorzowskich kadrowiczów mogło być jeszcze więcej.

- Myślę, że gdyby Maciek Urbańczyk i Michał Helik byli dziś zdrowi, to na pewno graliby w lidze. A gdyby grali, to ich powołania do kadry byłyby bardzo prawdopodobne. Przecież oni również mają reprezentacyjne doświadczenie.

Realia są takie, że jeżeli młody zawodnik gra regularnie w ekstraklasie, to z automatu staje się potencjalnym kadrowiczem. Tyle, że każdy taki młody chłopak musi wybiegać na boisko z myślą, że młodzieżówka to tylko przystanek. Celem zawsze musi być dorosła reprezentacja.

Wspomina Pan, że wchodził do pierwszej drużyny Ruchu w wieku 17 lat. To podobnie jak Przemysław Bargiel, kolejny talent z Cichej. Myśli Pan, że dostanie wiosną szansę debiutu w lidze?

- Najpierw Ruch musi zapewnić sobie miejsce w czołowej ósemce, a potem... A potem, to proszę pytać trenera Fornalika. Na pewno ma plan na tego chłopaka, a jego debiut w lidze jest tylko kwestią czasu.

Jest Pan pewny już tego miejsca w mistrzowskiej ósemce?

- Jest blisko. Bardzo blisko. Brakuje punktu, a już najlepiej zwycięstwa w najbliższym meczu z Wisłą Kraków. Najgorsze co mogłoby nam się przytrafić, to wyjazd na ostatni mecz z Lechią Gdańsk przy założeniu, że nasza porażka będzie oznaczać grę o utrzymanie. Ciężko pracujemy na to, żeby na koniec sezonu zagrać na medale i jestem przekonany, że takiej szansy z rąk już nie wypuścimy.

Gdyby nie pomyłki sędziowskie to Ruch już byłby pewny gry o medale.

- Ruch nie ma w ostatnich tygodniach szczęścia do decyzji sędziów. Mówi się, że suma błędów, ale i pomyłek na korzyść klubu musi wyjść na zero. Wydaje mi się jednak, że my pozostaniemy już na głębokim minusie.

Irytuje mnie, gdy sędziowie czasami wyłapią kilkucentymetrowego spalonego, a innym razem nie widzą czytelnego faulu w polu karnym. Żyjemy w czasach, gdy po każdym meczu można dowoli analizować każdą sporną sytuacją i to z pięciu kamer. No i siedzą w telewizyjnym studiu mądre głowy i czasami każdy widzi dane zagranie inaczej. To także pokazuje jak trudno jest podjąć właściwą decyzję na boisku. W ułamku sekundy. Pomyłki sędziowskie są częścią tej gry, gdy jednak jest ich za dużo, to trudno się z tym pogodzić. Nie dziwię się nerwom piłkarzy, bo sam czuję to podobnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.