ROZMOWA Z JACKIEM MAGIERĄ*
Jacek Magiera: Zdecydowałem się na współpracę z Motorem ze względu na potencjał jaki jest w tym klubie jak i w mieście. Piękny nowoczesny stadion, kibice, ciekawa perspektywa plus ambicje ludzi w klubie spowodowały, że zdecydowałem się na współpracę. Chciałbym w Lublinie pozostawić po sobie wiele dobrego. Służę swoim doświadczeniem i wiedzą. W tym klubie jest sporo do zrobienia. Na wszystko potrzeba natomiast czasu. Krok po kroku wykonujemy pracę, aby robić progres.
- Na początku moja praca głównie polegała na obserwacji, rozmowach ze sztabem szkoleniowym i zawodnikami pierwszego zespołu. Od początku stycznia dużo czasu poświeciliśmy na rozmowy o drużynie, modelu gry, schematach gry w obronie i ataku. Przeanalizowaliśmy mecze sparingowe i na ich przykładzie wprowadzaliśmy wspólnie z trenerami poprawki do gry. Chciałem poznać również zdanie trenerów Tomasza Złomańczuka i Grzegorza Komora na temat sposobu gry drużyny w rundzie wiosennej, gdyż to oni są najważniejszymi osobami decydującymi o kształcie drużyny. Wiadomo jaki cel postawiliśmy sobie na zakończenie sezonu i dlatego każdy szczegół jest tutaj ważny, nic nie można zaniedbać aby osiągnąć nasz sukces.
- Wiadomo, że aby się rozwijać najbardziej potrzebny jest sukces sportowy. Wszystko podporządkowane jest pierwszej drużynie, aby miała jak najlepsze warunki do tego by wywalczyć awans. Chcąc zrobić krok do przodu pod względem organizacyjnym, sportowym, finansowym gra zespołu musi być atrakcyjna dla oka i przede wszystkim skuteczna. Wizytówką każdego klubu są kibice i chcemy aby nasza gra sprawiła, że trybuny Areny Lublin po brzegi będą wypełnione kibicami. Patrząc na Motor z boku, z perspektywy człowieka z zewnątrz widzę, że klub jest przygotowany na to aby grać na wyższym poziomie.
- Staram się z piłkarzami jak najwięcej rozmawiać. Odbyłem już kilka pierwszych spotkań indywidualnych. Będę to kontynuował w przyszłości. Na pewno zawodnicy z mojej strony mogą liczyć na pomoc i opinię co powinni zrobić, aby być jeszcze lepszymi. Na razie obserwuję ich na treningach, meczach, poza boiskiem i wyrabiam sobie o każdym z nich zdanie. Praca indywidualna jest bardzo ważna aby robić progres. Ważne jest również płynne wprowadzanie młodych zawodników z regionu do zespołu i temu też będę poświęcał wiele uwagi. W Motorze jest wielu zdolnych juniorów, których należy odpowiednio pokierować. Oczywiście najwięcej zależy od nich - od ich świadomości, włożonej pracy i co zrobią z tym co się im przekazuje.
- Na razie współpracuję z Motorem na zasadach doradczych. Taką samą rolę mam w klubie Legia Warszawa. Tak ustaliliśmy z prezesem Waldemarem Leszczem. Na dziś skupiam się na tych kwestach, które mam do wykonania. Nie jest to praca na pewno, którą będę wykonywał przez lata. Wiem, że przyjdzie taki moment, że wrócę na ławkę jako trener.
- Ustaliliśmy z panem prezesem Leszczem, że współpracujemy do końca obecnego sezonu. A bliżej czerwca będziemy zastanawiać co dalej. Na dziś najważniejsze jest, aby Motor obronił pierwsze miejsce w tabeli, a później wygrał baraż o II-ligę. To jest cel, któremu podporządkowujemy wszystko.
Dopiero w przyszłym roku skończy 40 lat. Jednak to on ma największe doświadczenie ze wszystkich członków sztabu szkoleniowego (formalnie jest doradcą zarządu). W czasach kariery zawodniczej występował głównie jako defensywny pomocnik, a w najwyższej klasie rozgrywkowej zadebiutował w 1995 roku w spotkaniu ze Stalą Mielec. Na szczeblu ekstraklasy rozegrał 233 spotkania i zdobył w nich 25 goli. Znany jest jednak szczególnie z gry w Legii Warszawa, z którą zdobył dwa razy mistrzostwo Polski i raz Puchar Polski. Po zakończeniu kariery nadal pracował w warszawskim klubie, gdzie przez siedem lat był asystentem kolejnych szkoleniowców m.in. Jana Urbana czy Macieja Skorży. Na początku 2014 roku został trenerem rezerw Legii, które występują w III lidze (grupa łódzko-mazowiecka). Pod koniec ubiegłego roku zorganizował konferencję na stadionie Narodowym "Świadoma podróż przez karierę". - Dla niektórych kontuzja to jest tragedia, a inni potrafią to wykorzystać. Te pół roku rozbratu z piłką traktują jako czas na inwestycję. Czytają książki, pracują z dietetykami, dokształcają się, uczą się języków obcych. Jest też grupa, która ma kontuzję i siedzi przed telewizorem lub gra na Play Station przez 20 godzin dziennie. Strata czasu. Ja wiem, że po jednej konferencji nie zmienimy mentalności, ale pracować trzeba. Ja się tego nie boję - mówił dla portalu "Łączy nas piłka".