Lech Poznań. Vladimir Volkov przegrywa rywalizację z Tamasem Kadarem. "To nie jest dzieciak, mamy mu dać lizaka?"

Lewy obrońca Vladimir Volkov zimą przyszedł do Lecha Poznań w miejsce Barry'ego Douglasa. Reprezentant Czarnogóry rozegrał dotąd jednak tylko jedno spotkanie, gdy za kartki pauzował Tamas Kadar.

Było to w pierwszej tegorocznej kolejce ekstraklasy, gdy Lech Poznań pokonał u siebie Termalikę Bruk-Bet Nieciecza 5:2. Vladimir Volkov rozegrał całe spotkanie na lewej stronie obrony, ale gdy do składu po pauzie za żółte kartki wrócił Tamas Kadar, trener Jan Urban jasno zadeklarował: - Numerem jeden na lewej obronie jest Tamas Kadar, bo to jeden z naszych najlepszych piłkarzy w całym zespole - powiedział i odesłał Volkova na ławkę rezerwowych.

Od tamtej pory piłkarz wypożyczony na pół roku z belgijskiego KV Mechelen nawet na chwilę nie podniósł się z ławki rezerwowych. - Mnie też szkoda zawodników, którzy wiem, że chcieliby zagrać i nawet być może zagraliby na podobnym poziomie, co zawodnik, który gra przed nimi - przyznaje trener Jan Urban i dodaje: - Ale nie mam argumentów do takiej zmiany. Tamas Kadar to bardzo dobry zawodnik, po prostu - wyjaśnia szkoleniowiec Lecha.

Vladimir Volkov nie jest zadowolony ze swojej roli w Lechu Poznań. Doświadczony Serb z czarnogórskim paszportem liczył bowiem na regularną grę. - Taka jest piłka. W niektórych przypadkach jest podobnie jak z bramkarzami, przegrałeś rywalizację i musisz długo czekać aż znowu wskoczysz do składu - nie ukrywa trener Urban. Jak dodaje, nikt ze sztabu szkoleniowego nie zamierza też specjalnie pocieszać Volkova. - To nie jest dzieciak. Co lizaka mu damy, żeby się nie obrażał? Na pewno jest niezadowolony, bo nikt się nie cieszy z tego, że nie gra. Nie przyjechał tu po to, żeby siedzieć na ławce, jego ambicje są na pewno o wiele większe, no ale taki jest sport - tłumaczy Urban.

Vladimir Volkov nie jest zresztą jedynym piłkarzem w Lechu Poznań, który nie jest zadowolony z roli jedynie rezerwowego. - Takim przykładem też jest Maciej Wilusz, ale no nie ma więcej miejsca na boisku - rozkłada ręce szkoleniowiec. - Z drugiej strony to nie chodzi o to, żebym ja zadowolił piłkarzy, żeby sobie zagrali jedno, czy drugie spotkanie. To nie byłby profesjonalizm. Tutaj wszyscy walczymy o wynik i o jak najlepsze miejsce w tabeli, natomiast ja na pewno nikomu nie robię na złość. Każdy zawodnik powinien być zawsze przygotowanym na swoją szansę, bo w piłce różnie bywa - dodaje Urban.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.