Trener Jacek Zieliński wraca na Bułgarską pierwszy raz od sześciu lat, kiedy został zwolniony w przeddzień meczu z Manchesterem City. Jego syn, Maciej (dziś doradca i agent w Pro Sport Manager) opowiada o tym, jak zmieniał się obecny szkoleniowiec Cracovii.
Maciej Zieliński: Przyjemny dla taty i całej rodziny. Mistrzostwo, Superpuchar, Liga Europy. Każdy mieszkał już w innym mieście i w różnych momentach odwiedzał ojca. Bywało się też na meczach wyjazdowych. Każdy te sukcesy przeżywał na swój sposób. Emocje były, przede wszystkim pozytywne. Wiedzieliśmy, że to tylko piłka.
- To w ogóle podejście rodziców do życia. Przeszło to na mnie i brata [Tomasz Zieliński to dziennikarz Sport.pl - przyp. red.]. Spokojnie, powoli, po cichu, bez odtrąbiania sukcesów. Cała filozofia.
- To łapie się z wiekiem. Poza tym półtora roku nie miał pracy. Po takim doświadczeniu patrzy się inaczej na pewne sprawy.
- Bardziej doświadczony. O sukcesy, ale i o porażki, jak w Ruchu Chorzów. W Poznaniu była presja podobna do tej, która jest w Legii. To inna specyfika pracy niż gdzie indziej. Cracovia to też wielki klub, ale oczekiwania inne są.
- Były ciężkie momenty - odpadnięcie po rzutach karnych z Brugią, potem porażka w Stalowej Woli. Wtedy rzeczywiście odczuwał trudy pracy, ale klasę trenera poznaje się po tym, jak zarządza kryzysem.
- Jak każdy trener ma problemy ze snem zaraz po meczu. Potem na spokojnie wyciąga wnioski.
- Było, minęło. Szkoda meczu z Manchesterem City, kiedy Lech wygrał 3:1 dwa dni po odejściu ojca.
- Był taki epizod przed meczem z Juventusem, kiedy coś podpowiedziałem, ale to mała anegdotka. Tata zna się na piłce, nie musimy mu dawać rad.
- Nie uciekniemy od tematu, ale rozmawiamy bardziej ogólnie. W święta w telewizji leci liga angielska, ale wtedy odpuszczamy sobie analizowanie. Nie ma potrzeby. Cały rok się dla nas wokół tego kręci, czasem trzeba odpocząć.
- Trudno powiedzieć. Pamiętam Siarkę Tarnobrzeg, którą prowadził ojciec. To nasz klub, z rodzinnego miasta. Miałem 13-15 lat i oglądałem drużynę taty, która gromi wszystkich po 6:0. Ta ofensywna piłka była w ojcu zawsze, ale potem taktykę zaczął chyba determinować materiał ludzki. Miło wspominam także Gliwice, często odwiedzałem tatę, gdy mieszkałem w Krakowie. Groclin też zdobywał dużo bramek, do tego były dobre warunki pracy.
- Rozmawiam z kibicami, piłkarzami i większość mówi, że chce się oglądać drużynę ojca. To miłe. Każde dziecko jest dumne z sukcesów rodziców, że ktoś docenia ich pracę. Obiektywnie: widać, jak dobrze gra Cracovia.
- Chodzi po górach. W Krakowie lubi wyjść na Rynek, przejść się na Wawel, w domu pospacerować z mamą. W Poznaniu podobnie: Stare Miasto, czasem Stary Browar.
Rozmawiał Jacek Staszak