Lech Poznań - Cracovia. Syn trenera Jacka Zielińskiego: Tata zna się na piłce [ROZMOWA]

- Ofensywna piłka była w ojcu zawsze - mówi Maciej Zieliński. Jego ojciec Jacek Zieliński w 2010 r. zdobył z Lechem Poznań mistrzostwo Polski, a teraz prowadzi Cracovię, która zmierzy się z ?Kolejorzem? przy Bułgarskiej w niedzielę o godz. 18

Trener Jacek Zieliński wraca na Bułgarską pierwszy raz od sześciu lat, kiedy został zwolniony w przeddzień meczu z Manchesterem City. Jego syn, Maciej (dziś doradca i agent w Pro Sport Manager) opowiada o tym, jak zmieniał się obecny szkoleniowiec Cracovii.

Jacek Staszak: Jak zapamiętałeś czas, gdy tata był trenerem Lecha?

Maciej Zieliński: Przyjemny dla taty i całej rodziny. Mistrzostwo, Superpuchar, Liga Europy. Każdy mieszkał już w innym mieście i w różnych momentach odwiedzał ojca. Bywało się też na meczach wyjazdowych. Każdy te sukcesy przeżywał na swój sposób. Emocje były, przede wszystkim pozytywne. Wiedzieliśmy, że to tylko piłka.

Ojciec często powtarza o jedzeniu małą łyżeczką.

- To w ogóle podejście rodziców do życia. Przeszło to na mnie i brata [Tomasz Zieliński to dziennikarz Sport.pl - przyp. red.]. Spokojnie, powoli, po cichu, bez odtrąbiania sukcesów. Cała filozofia.

Do swojej pracy tata też podchodzi z dystansem?

- To łapie się z wiekiem. Poza tym półtora roku nie miał pracy. Po takim doświadczeniu patrzy się inaczej na pewne sprawy.

Teraz to inny trener niż w Lechu?

- Bardziej doświadczony. O sukcesy, ale i o porażki, jak w Ruchu Chorzów. W Poznaniu była presja podobna do tej, która jest w Legii. To inna specyfika pracy niż gdzie indziej. Cracovia to też wielki klub, ale oczekiwania inne są.

Kiedy czuł tę presję w Poznaniu?

- Były ciężkie momenty - odpadnięcie po rzutach karnych z Brugią, potem porażka w Stalowej Woli. Wtedy rzeczywiście odczuwał trudy pracy, ale klasę trenera poznaje się po tym, jak zarządza kryzysem.

Ojciec przeżywa te trudne momenty?

- Jak każdy trener ma problemy ze snem zaraz po meczu. Potem na spokojnie wyciąga wnioski.

Jak podszedł do zwolnienia z Lecha?

- Było, minęło. Szkoda meczu z Manchesterem City, kiedy Lech wygrał 3:1 dwa dni po odejściu ojca.

Pyta ciebie i brata o zdanie?

- Był taki epizod przed meczem z Juventusem, kiedy coś podpowiedziałem, ale to mała anegdotka. Tata zna się na piłce, nie musimy mu dawać rad.

Ty i brat pracujecie przy piłce. Rozmawiacie o niej przy rodzinnym stole?

- Nie uciekniemy od tematu, ale rozmawiamy bardziej ogólnie. W święta w telewizji leci liga angielska, ale wtedy odpuszczamy sobie analizowanie. Nie ma potrzeby. Cały rok się dla nas wokół tego kręci, czasem trzeba odpocząć.

Mówi się, że Cracovia gra bardziej ofensywnie niż poprzednie zespoły prowadzone przez tatę.

- Trudno powiedzieć. Pamiętam Siarkę Tarnobrzeg, którą prowadził ojciec. To nasz klub, z rodzinnego miasta. Miałem 13-15 lat i oglądałem drużynę taty, która gromi wszystkich po 6:0. Ta ofensywna piłka była w ojcu zawsze, ale potem taktykę zaczął chyba determinować materiał ludzki. Miło wspominam także Gliwice, często odwiedzałem tatę, gdy mieszkałem w Krakowie. Groclin też zdobywał dużo bramek, do tego były dobre warunki pracy.

A Cracovia?

- Rozmawiam z kibicami, piłkarzami i większość mówi, że chce się oglądać drużynę ojca. To miłe. Każde dziecko jest dumne z sukcesów rodziców, że ktoś docenia ich pracę. Obiektywnie: widać, jak dobrze gra Cracovia.

Jak ojciec odpoczywa od piłki?

- Chodzi po górach. W Krakowie lubi wyjść na Rynek, przejść się na Wawel, w domu pospacerować z mamą. W Poznaniu podobnie: Stare Miasto, czasem Stary Browar.

Rozmawiał Jacek Staszak

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.