Wisła Kraków. Arkadiusz Głowacki: Nie patrzyłem na rzut karny

- Jesteśmy bardzo smutni, załamani. Ale powiedzieliśmy sobie: koniec z chodzeniem z głową między kolanami - mówi Arkadiusz Głowacki, kapitan Wisły Kraków, po remisie z Piastem Gliwice.

Facebook?  | A może Twitter? 

Po pierwszej połowie Wisła przegrywała. W drugiej zdołała odrobić straty i miała wielką szansę na zwycięstwo. W ostatniej minucie sędzia podyktował rzut karny dla krakowian. Do piłki podszedł Paweł Brożek, ale jego strzał obronił bramkarz gości.

- Nie mieliśmy pretensji do Pawła. Wziął na siebie odpowiedzialność. Stanął przed piłką w tym momencie, w tej minucie, mimo że nie jest jeszcze w stu procentach przygotowany do gry. Ja nie patrzyłem na rzut karny, nie wytrzymałem. A Paweł wytrzymał, więc chwała mu za to - podkreśla Głowacki.

Kapitan Wisły w piątkowym meczu dostrzega pozytywy. - Wynik mógł być lepszy, wydaje mi się jednak, że zagraliśmy najlepszy mecz w tej rundzie. Ale trzech punktów nie ma. Jesteśmy bardzo smutni, załamani, jednocześnie powiedzieliśmy sobie: koniec z chodzeniem z głową między kolanami. Nie możemy się poddać, nie możemy ciągle być smutni. Jest dla nas promyk nadziei. Mówiło się, że nie potrafimy wytrzymać tempa przez 90 minut. W piątek mieliśmy w drugiej połowie zadyszkę i pewne problemy, ale w końcówce to my bardziej chcieliśmy wygrać. Koniec z marudzeniem - deklaruje obrońca.

Wisła miała przewagę już przed przerwą, ale do siatki trafili gliwiczanie. - Taki urok meczów w naszym wykonaniu, że co byśmy nie zrobili, i tak przeciwnik ma jedną okazję, po której zdobywa gola. Trzeba się jeszcze bardziej koncentrować, choć nie wiem, czy to możliwe. Proszę mi wierzyć, że do każdego meczu podchodzimy z odpowiednim zaangażowaniem, koncentracją, ze wszystkim, czym się da. Jednak brakuje trochę piłkarskiego szczęścia. Wierzymy, że w pewnym momencie do nas wróci - mówi Głowacki.

37-letni stoper w meczu z Piastem świętował 16. rocznicę debiutu w Wiśle. Jubileusz uczcił efektowną akcją w ofensywie. Minął obrońcę przed polem karnym i groźnie uderzył lewą nogą. W Krakowie rozegrał ponad 400 meczów, ale taką akcją popisał się po raz pierwszy. - Szczerze? Chyba nie przypominam sobie takiej sytuacji. Nadarzyła się okazja, na treningach czasami robi się różne fajerwerki, ale w meczu jakoś nie było okazji. Pewnie z humorem podejdziemy do tej sytuacji w szatni. Mam nadzieję, że naszą przyszłość będziemy budować na optymizmie, bo inaczej po prostu się nie da - zaznacza obrońca.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.