Sędziowie nie zauważyli, że przy pierwszym golu dla Legii Nikolić był na ewidentnym spalonym i uznali, że padł prawidłowo. Nie zauważyli również, że tuż przed przerwą obrońca Hlousek podczas pogoni za piłką znokautował łokciem w polu karnym Kamila Mazka. Ten zawodnik nie patyczkuje się w takich sytuacjach o czym zdążył się także przekonać w innym starciu choćby Matus Putnocky.
Gdyby sędziowie zauważyli i odgwizdali tamten ewidentny faul na Mazku, musieliby podyktować rzut karny, a wtedy Ruch miałby ogromną szansę na gola. Poza tym Hlousek powinien zejść z czerwoną kartką. A to przecież właśnie on po przerwie zdobył drugą bramkę dla gospodarzy... A więc - co było do udowodnienia - do przerwy zamiast 1:0 mogło (czy też "powinno") być 0:1.
Załóżmy więc, że na odpoczynek Ruch schodzi z prowadzeniem i przewagą liczebną jednego zawodnika. Jak sądzicie - jak dalej potoczyłby się ten mecz? Oczywiście nie ma co płakać. Słabi sędziowie się zdarzają. Trzeba grać dalej. No i uczyć się od Legii tego stylu. Trzeba ostro i agresywnie, czasem brutalnie. Gospodarze faulowali aż 24 razy a goście ponad dwukrotnie mniej - 11. Przypominam: obie drużyny schodziły po meczu w pełnym składzie. Brutalność w polskiej lidze może więc dużo dać, zwłaszcza kiedy sędziowie na nią pozwalają. Być może trzeba o tym pamiętać?
Wygląda na to, że opłacają się faule, zwłaszcza podczas starć w powietrzu. Tyle że - choćby w środku pola - na razie piłkarzy Ruchu na taki styl chyba nie stać, mają gorsze warunki fizyczne od legionistów.
Jeszcze jedno: gdyby mecz zakończył się wynikiem 0:0. Legia tylko zrównałaby się z Piastem punktami, ale mając gorszy bilans meczów bezpośrednich pozostałaby na drugim miejscu w tabeli.
Legia Warszawa - Ruch Chorzów 2:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Oleksy (31., samobójcza), 2:0 Hlousek (49.)
Ruch: Putnocky - Konczkowski, Grodzicki Ż, Koj, Oleksy - Mazek, Surma (70. Hanzel), Iwański, Lipski. Podgórski (58. Zieńczuk) - Stępiński (80. Efir)
Sędziował: Gil (Lublin). Widzów: 24 021.