Cracovia. Kolejna podróż Sretena Sretenovicia

Cracovię opuszcza największy obieżyświat w drużynie. Sretenović uznał, że po Portugalii, Korei Południowej i Polsce przyszła pora na Tajlandię.

Chcesz więcej? Polub Kraków - Sport.pl

To niespodzianka, bo trener Jacek Zieliński zapewniał, że zimą już nikt nie opuści zespołu. Po sprowadzeniu Florina Bejana szanse Sretenovicia na grę jednak zmalały, więc zdecydował się na transfer do BEC Tero Sasana FC. W Cracovii wystąpił w 31 meczach ekstraklasy.

Zaczynał od dużo krótszych podróży po stolicy Serbii. Zaczęło się w latach 90., kiedy niemal codziennie pokonywał tę samą trasę ulicami Belgradu. - Mieszkałem 200 metrów od stadionu Partizana. Kiedy byłem mały, chodziłem na każdy trening drużyny, każdy mecz. Do dziś pamiętam wszystkich piłkarzy tamtego zespołu - wspomina Sretenović.

To sprawiło, że na zawsze został kibicem Partizana. Zadebiutował w nim po latach, ale skończyło się tylko na jednym meczu. Wcześniej musiał zmierzyć się z wojną w Jugosławii.

- Pamiętam tunel, w którym chowaliśmy się przed nalotami. Byłem dzieckiem, spotykałem tam wielu kolegów i się bawiliśmy. Nie przeżywałem tego tak, jak dorośli - opowiada.

Znajomi z Manchesteru

Wojna nie przeszkodziła Sretenoviciowi w rozpoczęciu przygody z piłką. W seniorskim futbolu zadebiutował w FK Rad Belgrad. Grał w reprezentacji młodzieżowej, m.in. z Aleksandarem Kolarovem (dziś Manchester City) i Zoranem Tosiciem (kiedyś Manchester United). W ten sposób zapracował na pierwszą dłuższą podróż - do Benfiki Lizbona. Tam trenował m.in. z Davidem Luizem, dziś obrońcą Paris Saint-Germain. - Było w nim widać potencjał. Już wtedy był bardzo uniwersalnym piłkarzem, grał na wielu pozycjach w obronie - zaznacza Serb.

Sretenović nie łapał się jednak do składu portugalskiego giganta i zaczął odwiedzać kolejne kraje na mapie Europy: Polskę (Zagłębie Lubin), Rumunię (Politehnica Timisoara) i Rosję (Kubań Krasnodar, gdzie trenował go Dan Petrescu, były szkoleniowiec Wisły). Przez portugalskie Leixoes trafił do Słowenii. W Olimpiji Lublana wreszcie zaczął grać regularnie i prezentował się na tyle dobrze, że media widziały w nim kandydata do słoweńskiej kadry. - Skończyło się jednak na pytaniach dziennikarzy, nie było żadnych konkretów ze strony federacji - przyznaje.

Po półtora roku w Słowenii trafił do klubu, któremu od dziecka kibicował. W serbskiej ekstraklasie zadebiutował jednak dopiero 25 listopada, pod koniec rundy jesiennej. - Było mi dobrze, mieszkałem blisko domu rodzinnego. Ale miałem wtedy 27 lat, nie chciałem oglądać meczów z ławki rezerwowych. Przyszła oferta z Korei Południowej i zdecydowałem się odejść. Partizan zdobył w tym sezonie mistrzostwo, ale 90 minut to było za mało, by dostać medal - żartuje.

Psie mięso po meczu

Korea Południowa to była dotąd najdłuższa wyprawa Sretenovicia. W Azji mierzący 192 centymetry Serb wyróżniał się wzrostem i techniką. - Tego Koreańczykom trochę brakowało. Grali bardzo szybko, ale do tego agresywnie i bardzo dużo faulowali. Drużyna chodziła też na posiłki z psiego mięsa. Mówili, że to tradycja, zjadali jedną specjalną rasę. Obcokrajowcy dostawali na szczęście jednak co innego - zapewnia Sretenović.

Podróże pokazały, że Serb ma nie tylko talent piłkarski, ale i lingwistyczny. Po przyjściu do Cracovii szybko przypomniał sobie język polski. Nawet w Korei nauczył się podstawowych zwrotów potrzebnych do komunikacji na murawie. - Polski poznałem już w Lubinie, w Krakowie musiałem się doszkolić [chodził na lekcje organizowane przez Cracovię - przyp. red.]. Wszystko rozumiałem, ale miałem trochę problemów z gramatyką. Polski jest podobny do serbskiego, ale po przyjeździe do Krakowa miałem trochę namieszane w głowie, bo słoweński i rosyjski to też zbliżone języki - tłumaczy.

Teraz Sretenović wyrusza w kolejną podróż i czeka go nauka zdecydowanie bardziej egzotycznego języka. W aklimatyzacji w Tajlandii pomoże mu zapewne rodak, bo na początku lutego trenerem zespołu został Branko Smiljanić. W BEC Tero Sasana FC gra też dwóch piłkarzy z Europy - Ukrainiec Dmytro Gorbuszin i urodzony we Francji Tristan Do.

Obserwuj @Anze_DG

Więcej o:
Copyright © Agora SA