Ruch Chorzów. Zapomniany bohater Wielkich Derbów Śląska. Historyczny wyczyn Włodzimierza Siudka

Ruch Chorzów i jego kibice niczego nie pragną dziś mocniej, niż wygranej nad Górnikiem Zabrze. By dokonać takiej sztuki potrzeba czasem bohatera - chociażby takiego jak Włodzimierz Siudek.

Facebook?  | A może Twitter? 

Niebiescy rozegrali pierwszy mecz ligowy w Zabrzu w 1956 roku. Przegrali wtedy 1:3. Do tej pory śląskie zespołu mierzyły się w lidze 104. razy. Bilans jest korzystny dla Górnika, który wygrał 41 razy. 28 razy górą był Ruch, a 35 meczów kończyło się podziałem punktów.

Niebiescy są na minusie przede wszystkim dla tego, że bardzo długo nie potrafili znaleźć sposobu na Górnika na jego stadionie. Taka sztuka udała się zespołowi z Cichej po raz pierwszy dopiero w roku 1983.

Co za gol! Ktoś to nagrał?

Do historii derbowej rywalizacji przeszedł wtedy Włodzimierz Siudek. Na Cichej pojawił się latem 1983. Na transfer 26-letniego napastnika z Warszawy uparł się nieżyjący już prezes Zbigniew Noras. Siudek miał w nogach świetny sezon, był najlepszym strzelcem drugoligowej Polonii Warszawa. - Kończyłem właśnie studia na Politechnice i zastanawiałem się, co ze sobą począć. I jak to bywa, problem rozwiązał się sam. Rudolf Kapera, ówczesny trener Polonii porozumiał się z prezesem Norasem. Na początku nie byłem przekonany do przeprowadzki, ale Ślązacy skusili mnie mieszkaniem - opowiadał Siudek, który był pierwszym piłkarzem z tytułem magistra inżyniera w historii chorzowskiego klubu. Według "Piłki Nożnej" Siudek kosztował Ruch 2,8 mln zł. Dla porównania, w tym samym czasie Widzew zapłacił Gwardii Warszawa sensacyjne 21 mln za Dariusza Dziekanowskiego.

Niebiescy rozpoczęli sezon 6. sierpnia wyjazdowym spotkaniem z Górnikiem. Na Cichej było trudno o optymizm. Jak dotąd Ruch jeszcze nigdy w Zabrzu nie wygrał, gdy stawką były ligowe punkty. - Straszono nas, że będzie jak zwykle. Ja miałem podwójną tremę - bo to nie dość, ze mój debiut, to jeszcze z takim rywalem! Gdy wyszedłem na rozgrzewkę i usłyszałem ryk tych kilkudziesięciu tysięcy kibiców, nogi się pode mną ugięły - mówi. Siudek wspomina, że to Górnik dyktował warunki gry. - Spotkanie było bardzo zacięte, ale przewagę mieli jednak zabrzanie - dodaje.

Cóż jednak z tego, skoro już w 2. minucie Siudek trafił po raz pierwszy. - Akcję przeprowadził Mirek Bąk. Kropnął mocno, a Eugeniusz Cebrat zdołał tylko odbić piłkę. Miał pecha, bo piłka potoczyła się prosto pod moje nogi. Dobitka była formalnością - opowiadał.

Piłkarze z Zabrza wyrównali za sprawą Joachima Klemenza, który w 61. minucie trafił z karnego. Siudek jednak nie rezygnował. - Ach, ten drugi gol! Szkoda, że nie mam go nagranego, bo był naprawdę piękny. Dostałem piłkę z 40 metrów przed bramką Górnika. Kogoś kiwnąłem i oddałem piłkę Bąkowi. Szybka klepka i już miałem za plecami Tadeusza Dolnego, stopera Górnika. To już była 83. minuta, więc ze zmęczenia pot zalewał mi oczy. Strzeliłem płasko w róg. Cebrat sparował piłkę na słupek, ale znowu miał pecha, bo ta wróciła mi przed nos. Rzuciłem się szczupakiem i trafiłem! - uśmiecha się Siudek. Po tym golu piłkarze Ruchu cieszyli się kilka minut. - Byliśmy koszmarnie zmęczeni. Chcieliśmy, żeby ten mecz już się skończył.

Zyskał szacunek

Po meczu w Zabrzu prezes Noras wypłacił chorzowskim piłkarzom ekstrapremie a Siudek zyskał szacunek kolegów. - Wcześniej co chwilę słyszałem "warszawiak to, warszawiak tamto". To na pewno nie była sielanka - podkreślał.

Zwycięstwo w Zabrzu to był tylko początek dobrej serii Ruchu i Siudka, który pomógł niebieskim wygrać też trzy następne mecze z ŁKS-em, Legią i GKS-em Katowice. - Zaświeciłem jak meteor, a potem wielka forma gdzieś odpłynęła. Wie pan, ja nie byłem wielkim piłkarzem. Takich jak ja to było na pęczki. Miałem jednak nosa i jak Wojciech Fortuna wiedziałem, kiedy błysnąć formą. Po latach przeczytałem w "Gazecie" o dziesięciu wydarzeniach, które wstrząsnęły Wielkimi Derbami Śląska - a tam słynny Włodzimierz Lubański, a obok niego... Siudek. Czy to nie piękne? - pytał.

Co ciekawe, Siudek trafił też w rewanżowym meczu z Górnikiem na Cichej (Ruch przegrał 1:2). Trenerem niebieskich był już wtedy Alojzy Łysko. Orest Lenczyk zrezygnował, gdy dowiedział się, że na zimowy obóz z zespołem pojedzie (przy aprobacie działaczy) Tadeusz Bagier, skonfliktowany z nim emerytowany redaktor naczelny "Sportu". - To było niezwykłe. Bagier wsiadł do autobusu a Lenczyk wysiadł. Potem to już nie był ten sam zespół. Na koniec sezonu zajęliśmy 7. miejsce - mówił.

Siudek nie rozgrywał już potem wielkich meczy w niebieskich barwach. Najpierw został wypożyczony do Victorii Jaworzno, potem został wymieniony na Grzegorza Kapicę i via Lech Poznań trafił do Wisły Kraków. Karierę zakończył w austriackiej drużynie SV Hoheneich. W miasteczku położonym nieopodal czeskiej granicy mieszka do dziś. Ma dom, pracuje w zakładzie elektrycznym w Gmund, gdzie nadzoruje pracę jednego z działów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA