Ewa Śliwińska, przyjmująca Developresu: Wygrałyśmy jednością

- W końcu nasza ciężka praca przyniosła efekty, z czego jak widać bardzo się cieszymy - mówiła po wygranym 3:0 meczu z BKS-em Aluprof PROFI CREDIT Bielsko-Biała Ewa Śliwińska, przyjmująca Developresu SkyRes Rzeszów.

Chcesz wiedzieć wszystko o Developresie Rzeszów? Wejdź na RZESZOW.SPORT.PL

Zespół Developresu SkyRes Rzeszów odniósł w sobotę trzecie zwycięstwo w tym sezonie w ORLEN Lidze. W niespełna 1,5 godziny rozprawił się z wyżej notowanym BKS-em Aluprof PROFI CREDIT Bielsko-Biała 3:0. Rzeszowianki sprawiły sporą niespodziankę. Pozwoliły rywalkom zdobyć zaledwie 44 punkty. Wygrały kolejno do 16, 13 i 15. Były lepsze w każdym elemencie gry i zasłużenie sięgnęły po trzy punkty.

Rozmowa z Ewą Śliwińską:

Tomasz Błażejowski: Miło wreszcie zobaczyć uśmiechy na waszych twarzach. Nie był to częsty widok w tym sezonie.

Ewa Śliwińska (przyjmująca Developresu SkyRes Rzeszów): Ciężko pracowałyśmy na to zwycięstwo. Faktycznie trochę nam zajęło to, by wygrać za trzy punkty, bez straty seta. W końcu nasza ciężka praca przyniosła efekty, z czego jak widać bardzo się cieszymy.

Niewielu spodziewało się takiego zwycięstwa. Sprawiłyście sporą niespodziankę.

- Dlaczego niespodziankę? Byłyśmy pewne swego. Zawsze podchodzimy do meczu z wolą zwycięstwa. Tak samo było przeciwko drużynie z Bielska. Bardzo się cieszymy. Bielsko to nie jest drużyna z dołu tabeli. Bielszczanki były faworytem tego meczu, tym bardziej cieszy to, że je pokonałyśmy. Utrzymałyśmy koncentrację. Walczyłyśmy do końca o każdą piłkę i jak widać to się opłaciło.

Od tego nieszczęsnego meczu z Legionovią Legionowo (0:3) wasza forma idzie w górę.

- I to bardzo cieszy. Od meczu z Legionovią było co raz lepiej. Brakowało jednak przełamania. W Łodzi zabrakło nam trochę szczęścia, nie pomogli sędziowie. Z BKS-em nam się udało wypracować na tyle dużą przewagę, by zakończyć to spotkanie szybko i co ważne z kompletem punktów.

Wasza mobilizacja była większa z racji tego, że po drugiej stronie stał były trener Mariusz Wiktorowicz?

- Ciężko powiedzieć. Dla mnie osobiście nie miało to większego znaczenia. Nie gramy przecież z trenerem, tylko z drużyną po przeciwnej stronie.

Znokautowałyście bielszczanki. Widać było moc, precyzję. Nie było słabych punktów.

- Byłyśmy drużyną. Każda szła za każdą. Piłki były podbijane, gratulowałyśmy sobie jak wyszła akcja. To jest budujące, jak czuje się wsparcie koleżanek z drużyny. Wygrałyśmy jednością. Teraz trzeba pójść za ciosem.

Twórz z nami Rzeszów.Sport.Pl! Dołącz do nas na Facebooku

Obserwuj @ tblazejowski85

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.