Na początku stycznia Górnik Zabrze wystawił na listę transferową 12 nazwisk. I choć od tamtego momentu minął już miesiąc, spora część tego grona wciąż nie znalazła sobie nowych klubów - choćby Mariusz Przybylski, Mateusz Słodowy i Dzikamai Gwaze. - Na razie nie ma konkretnych ofert. Czekamy - mówi Rafał Kędzior, rzecznik prasowy Górnika. Szanse na przełom są jednak bardzo małe. Po pierwsze - kolejne drużyny zamykają swoje kadry; po drugie - mowa o zawodnikach, którzy mają w Zabrzu dobre kontrakty. Ba, ten Przybylskiego jest jednym z lepszych w klubie...
W polskiej piłce znalazłoby się wielu prezesów, którzy postanowiliby takim niechcianym piłkarzom "pomóc" w podjęciu decyzji o rozwiązaniu umowy. Wystarczy przypomnieć historie Przemysława Trytki (Jagiellonia Białystok) i Daniela Kokosińskiego (Polonia Warszawa), którzy musieli w ramach obowiązków... rozbierać choinkę albo biegać po schodach.
Co na to Górnik?
W klubie zapewniają, że tego typu metody w ogóle nie wchodzą w grę. Wszystko wskazuje więc na to, że wiosną piłkarze z listy transferowej nadal będą bronić barw Górnika, tyle że w jego trzecioligowych rezerwach.