Ekskluzywne materiały i ciekawostki o Ruchu Chorzów na Facebooku >>
W Ruchu
Chorzów wszyscy są pod wrażeniem umiejętności Przemysława Bargiela. Niespełna 16-letni młokos właśnie podpisał z niebieskimi pierwszy zawodowy kontrakt. Pojechał z drużyną na zgrupowanie do Nikozji. Już teraz mógłby zmienić barwy klubowe i przenieść się Herthy Berlin. Starsi koledzy mówią, że Bargiel gra szybciej, niż inni myślą, a na Cichej wierzą, że w niedalekiej przyszłości utalentowany pomocnik stanie się bohaterem rekordowego transferu w historii klubu.
Ruch ma w ostatnich latach szczęście do utalentowanych dzieciaków. Martin Konczkowski, Maciej Urbańczyk, Michał Helik... to tylko początek długiej listy zawodników, którzy uczyli się grać w piłkę w chorzowskiej Akademii Piłki Nożnej.
Gdy jednak zaczynamy szukać w pamięci zawodnika, którego talent i możliwości wychwalano równie często, co w przypadku Bargiela, to nasuwa nam się jedno nazwisko - Kamil Loch.
Rzadko zdarza się, żeby któregokolwiek piłkarza porównywano do wielkiego Gerarda Cieślika. Takie szczęście miał właśnie Loch. Był wychowankiem niebieskich. Zawodowy kontrakt podpisał w wieku 17 lat. - Co to był za chłopak! W juniorach strzelał dla nas setki bramek. Jeden z ówczesnych sponsorów Ruchu powiedział mi wtedy: "Wiesz, dlaczego daję pieniądze na klub? Ze względu na Gerarda Cieślika i... Kamila, który kiedyś go zastąpi" - mówił Krystian Rogala, który prezesował Ruchowi, gdy Loch zadebiutował w pierwszej drużynie. Zagrał w dwóch meczach ekstraklasy, strzelił jedną bramkę w Pucharze Polski. Był pewniakiem w młodzieżowej kadrze Polski Michała Globisza.
Wszyscy stawiali go za wzór. W 2001 roku został stypendystą Fundacji im. Kołłątaja, która zajmowała się wspieraniem i promocją młodzieży na Śląsku. - Od razu pomyśleliśmy o Kamilu. To reprezentant Polski, utalentowany piłkarz i dobry uczeń - chwalił wtedy zawodnika Jan Rudnow, trener i piłkarz Ruchu. Z syna dumny był też ojciec. - Jaki to pracowity chłopak! Cały czas zalatany. Ale daje sobie radę. Robi postępy i w nauce, i na boisku - podkreślał Andrzej Loch, ojciec piłkarza.
Kamil był wtedy uczniem trzeciej klasy Zespołu Szkół Zawodowych nr 3 w Chorzowie. Miał zdobyć zawód elektryka-energetyka, zawsze powtarzał jednak, że swoją przyszłość wiąże z piłką. - W przyszłości chciałbym jak najwięcej osiągnąć z Ruchem, a potem trafić do silnej europejskiej drużyny - mówił przed laty "Gazecie".
Jego kariera nie rozwijała się jednak tak, jak sobie wymarzył. W 2003 roku został wypożyczony do Polonii Bytom, potem zaliczył jeszcze epizod w MKS-ie Myszków. W końcu postanowił odmienić swoje życie i wyemigrował do USA. W Stanach pracował jako elektryk w firmie prezesa Jagiellonii Chicago, polonijnej drużyny piłkarskiej.
Wciąż grał w piłkę - amatorsko - w Legovii oraz Jagiellonii Chicago, drużynach rywalizujących w polonijnej Okocim Soccer League. Był wyróżniającym się zawodnikiem, królem strzelców Jagiellonii. Koledzy mówili, że chciał wrócić do Polski. Zagrać w Ruchu mecz na miarę Gerarda Cieślika. Nie zdążył...
W Chicago dochodziła piąta rano. Był wtorek 16
stycznia 2007 roku. W okolicach ulic Harlem i Foster prowadzony przez Locha van uderzył z całym impetem w zaparkowanego na poboczu tira. Chorzowianin poniósł śmierć na miejscu. Miał wtedy zaledwie 22 lata.
Stwórz własną drużynę i Wygraj Ligę!
