Michał Bondara będzie piłkarzem Widzewa. Tylko kiedy zacznie strzelać gole?

Podczas meczu Widzewa z Pelikanem Łowicz Michał Bondara dowiedział się, że zostanie piłkarzem łódzkiego klubu. Na razie jednak niczego wielkiego nie pokazał.

Widzew już przed tym sezonem był zainteresowany pozyskaniem napastnika z czwartoligowej Mazovii Mińsk Mazowiecki. Bondara, który w poprzednim sezonie strzelił aż 32 gole, rozpoczął zimowe przygotowania w Łodzi. Brakowało jednak porozumienia klubów. Mazovia chciała za zawodnika 15 tys. zł, co dla Widzewa było kwotą zaporową. Ostatecznie działacze ustalili, że napastnik będzie kosztował około 10 tys. zł. Co ciekawe, Widzew zapłaci połowę tej kwoty, a resztę dołoży... sam zawodnik. - Jesteśmy już umówieni i na początku tygodnia dopełnimy formalności - potwierdza Andrzej Kuć, prezes Mazovii.

Bondara jednak na razie zawodzi. Nie strzelił gola w żadnym z trzech dotychczas rozegranych sparingów. Nie pomógł Widzewowi także w sobotę, kiedy to w Łowiczu zmierzył się z Pelikanem. Łodzianie grali dobrze tylko w pierwszej połowie, zaś w drugiej gospodarze dyktowali warunki. W 62. min jedynego gola w meczu zdobył Michał Adamczyk. Tym samym Widzew poniósł pierwszą zimową porażkę.

- W pierwszych 20-25 minutach prezentowaliśmy się nieźle. Dobrze operowaliśmy piłką i fajnie się na to patrzyło - mówi Marcin Płuska, trener Widzewa. - W drugiej połowie graliśmy już słabiej. Zawodnicy czuli trudy ostatnich ciężkich treningów i straciliśmy bramkę. Był to dobry sprawdzian. Na tle trzecioligowca wypadliśmy dobrze. Teraz wchodzimy w okres, w którym pracujemy nad siłą oraz wytrzymałością. Treningi są dłuższe i bardziej intensywne. To przekłada się na poziom gry.

Bondara? - Kilka razy dobrze utrzymał się przy piłce, ale zaliczył też kilka słabszych akcji - ocenia szkoleniowiec. - Gdyby grał w pierwszej połowie, miałby łatwiej. Trochę brakuje mu podań, ale graliśmy w innym zestawieniu.

W Łowiczu nie było kontuzjowanych Kamila Bartosiewicza, Mariusza Zawodzińskiego oraz Princewilla Okachiego. Już w 18. min z boiska zszedł z urazem Adrian Budka. - Musieliśmy więc trochę zmienić nasze ustawienie. Niektórzy piłkarze zagrali więc w większym wymiarze czasowym - mówi Płuska.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.