Excel ważniejszy niż sport. W tym kierunku zmierza żużel

Światek żużlowy - raczej to, co z tego kurczącego się niemiłosiernie sportu zostaje - zawrzał. A wszystko przez dyskusję dotyczącą regulacji płacowych w ligach.

Czy płacić zawodnikom za zdobycie jednego punktu, jeśli parowo przegrywają bieg 1:5? Jak wyceniać bonusy? Czy kluby wykorzystują zawodników proponując - a być może narzucając - im swoje ekonomiczne reguły? Głowią się nad tym wszyscy ludzie polskiego żużla: od właścicieli przez publicystów po samych oburzonych żużlowców.

Nie łudźmy się: żużel jest przeinwestowany. Koszty tego coraz bardziej niszowego w Europie sportu są w Polsce przeszacowane. Regulamin wynagradzania jest archaiczny. Mecze w Polsce są dla zawodników zarobkiem, z którego można dokładać do występów w innych ligach i zawodach.

Żużel to forma widowiska, rywalizacji, walki na łokcie. Ludzie będący na trybunach nie chcą oglądać bylejakości. Problem w tym, że coraz częściej widać w ligach zawodników celujących w przeciętność. Walczą, ale o to, by startować w wyścigach z juniorami - gdzie łatwiej o punkty. Zadawalają się trzecimi miejscami. Markują defekty, gdy jadą na czwartej pozycji i nie ma perspektyw na doścignięcie rywali. Być może zabrzmi to sentymentalnie, ale trudno nie odnieść wrażenia, że kiedyś w latach 80. czy 90. mniej było kalkulowania a więcej ścigania z czystego zamiłowania do żużla. Dziś zaś zawodnicy wielokrotnie zachowują się tak, jakby w trakcie wyścigu analizowali arkusze Excela i robili już bilans przychodów.

Dlatego warto wprowadzać czynnik motywacyjny. Szczególnie w światku żużla, gdzie zawodników może jest ciągle - jeszcze - wielu, ale klubów i sponsorów coraz mniej. I czuć z ich środowiska coraz większe zniechęcenie. Dość wszystkiego miała w Rzeszowie Marta Półtorak, z żużla wycofał się Roman Karkosik, paru innych możnych też doszło do wniosku, że szkoda na ten show ich cierpliwości i pieniędzy. Następny może być marzący kiedyś o wielkim żużlu w Łodzi przedsiębiorca Witold Skrzydlewski, który - zirytowany tym, jak jest traktowany przez miasto i mieszkańców - stwierdził, że oni na niego "spuścili wodę", skoro "przez wiele lat funduje możliwość przeżywania emocji".

I to jest clue problemu. Nie można żużla - i nielicznych zaangażowanych w niego osób - traktować jak bankomatów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.