EHF Euro. Przemysław Krajewski, cichy bohater polskiej reprezentacji

- Na początku był rozgrywającym. Podobało mu się kreowanie grą. Nic więc dziwnego, że gdy kazałem mu grać na skrzydle, to się buntował. W końcu zrobiłem z niego skrzydłowego. Teraz to supergracz! - mówi Edward Koziński, były trener płockich piłkarzy ręcznych, który odkrył talent Przemysława Krajewskiego.

Pochodzący z Ciechanowa lewoskrzydłowy reprezentacji Polski w środę skończył 29 lat. Na urodziny otrzymał wyborny prezent, zwycięstwo nad Francją (31:25). Sam był cichym bohaterem tego spotkania. Grał w nim od pierwszej do ostatniej minuty, rzucił sześć bramek (75-proc. skuteczności), zaliczył jedną asystę. - Pokazał w tym meczu, na co go stać - zauważa Edward Koziński. - Osobiście nie znam drugiego skrzydłowego, który potrafi dogrywać, rzucać bramki ze skrzydła, z szybkiego ataku, koła i drugiej linii. Dobrze też sobie radzi w obronie, choć w tym elemencie drzemią w nim jeszcze spore możliwości. Najbardziej utkwiła mi w pamięci sytuacja z pierwszej połowy, w której najpierw w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza Thierry'ego Omeyera. Po tej akcji nie dość, że zdążył wrócić do obrony, to jeszcze odebrał piłkę Nikoli Karabaticiowi i zagrał do Krzysztofa Lijewskiego, który rzucił kolejną bramkę dla Polski. To było mistrzostwo świata!

Przemysław Krajewski zaczynał karierę w Jurandzie Ciechanów. - Jako ówczesny trener Azotów Puławy miałem okazję po raz pierwszy zobaczyć go w akcji. Był to mecz drugiej ligi, w którym Jurand grał z drugim zespołem z Puław - opowiada Edward Koziński. - Od razu wpadł mi w oko. Widziałem, że to jest wielki talent i będzie z niego supergracz. Niestety, działacze klubów nie podzielali mojego zdania. Uważali, że jest... za niski. Ma 185 cm. A kiedy mówiłem, że to przyszły reprezentant Polski, to się śmiali. Ale wyszło na moje.

Edward Koziński wspomina, że kiedy zaczynał pracę w Nielbie Wągrowiec (był 2009 rok), to od razu chciał mieć Krajewskiego w swoim zespole. - I to ja zrobiłem z niego skrzydłowego - dodaje trener z Płocka. - W Jurandzie grał jako rozgrywający, na środku lub na lewej połówce. Świetnie się czuł na tej pozycji, podobało mu się kreowanie grą. Ale ja miałem dla niego inne zadanie, widziałem go na skrzydle. On sam początkowo nie chciał grać na tej pozycji, bardzo mi się buntował. W końcu dał się przekonać, dziś jest superskrzydłowym. Prywatnie to bardzo skromny chłopak, a na parkiecie - prawdziwy walczak, zadziora. Jest zawodnikiem prawie doskonałym. Drzemie w nim jeszcze potencjał, który mógłby rozwinąć, grając w Wiśle Płock.

Reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych w sobotę rozpoczyna drugą rundę mistrzostw Europy. Na początek zmierzy się z Norwegią (godz. 20.30). - W kontekście walki o medale jest to dla nas kluczowe spotkanie - uważa trener Edward Koziński. - Norwegia to inna skala trudności niż Hiszpania czy Dania, mamy szansę na zwycięstwo. Trzeba tylko z niej skorzystać, zachowując pełną koncentrację i mobilizację.

Jaki medal zdobędziemy na tych mistrzostwach Europy? - Nie jestem dobry w typowaniu. Bo jak coś powiem, to zawsze dzieje się na odwrót. Przepraszam, ale odmawiam odpowiedzi na to pytanie - uśmiecha się trener Koziński.

Kolejnymi rywalami biało-czerwonych będą: Białoruś (poniedziałek, godz. 20.30) i Chorwacja (środa, godz. 20.30).

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.