Chcesz wiedzieć wszystko o Asseco Resovii? Wejdź na RZESZOW.SPORT.PL
Zespoły wróciły do gry w PlusLidze po ponad trzech tygodniach przerwy. Tę wykorzystali kadrowicze, by najpierw trenować, a później walczyć o kwalifikację olimpijską. Reprezentacji Polski nie udało się wywalczyć biletów do Rio podczas turnieju w Berlinie, ale dzięki trzeciemu miejscu nasi siatkarze pojadą w maju do Tokio na turniej interkontynentalny, skąd na igrzyska droga będzie o wiele łatwiejsza.
Zaledwie trzy dni po ostatnim meczu w Berlinie kadrowicze musieli wrócić na boisko, tym razem na parkiety PlusLigi. We wtorek byli już w drodze na mecz lub na treningach, a po kilkunastu godzinach trzeba było znów bić się o punkty. Na szczęście nie w Rzeszowie.
Z Asseco Resovii do Berlina pojechało aż pięciu siatkarzy i w środę w wyjściom składzie rzeszowian nie pojawił się żaden z nich. I pewnie trener Andrzej Kowal oszczędziłby wszystkich (Bułgar Nikołaj Penczew odczuwa jeszcze skutki choroby, nie było go w składzie), ale sytuacja w czwartym secie wymknęła się mu spod kontroli. Do tej pory skład, na który postawił prezentował się dobrze, ale gdy w czwartej partii do Effector zaczął prowadzić, na placu gry pojawili się Francuz Julien Lynee oraz Fabian Drzyzga i Bartosz Kurek. Ten drugi musiał zmienić Dominika Witczaka, który z akcji na akcję gasł. W Effectorze natomiast pojawił się Mateusz Bieniek, wybrany w Berlinie do drużyny gwiazd. Nie zagrał jednak od początku, a w pierwszym secie wszedł na... atak przy podwójnej zmianie.
Środkowy reprezentacji Polski wrócił później na środek i pomógł gościom znacząco w trzeciej partii, w której kielczanie zaskoczyli gospodarzy. W dwóch pierwszych dominowali mistrzowie Polski, a Effector nie był w stanie zbliżyć się zbytnio do rywali. Asseco Resovia była lepsza w grze na siatce: w bloku i ataku, w którym z kolei kielczanie mieli ogromne problemy na lewym skrzydle. Nieźle spisywał się atakujący Sławomir Jungiewicz, ale nie miał wsparcia wśród kolegów.
Rzeszowianie grali spokojnie, oszczędzając jakby siły na kolejne starcia, ale w pełni panując na boisku. Nawet jeśli na chwilę słabiej zagrali w przyjęciu, nadrabiali wszystko w ataku. W bloku, zgodnie już z tradycją, niezwykle skuteczny był Ukrainiec Dmytro Paszycki, a na pozycji atakującego nieźle radził sobie jeszcze Dominik Witczak, który dołączył do rzeszowian na początku grudnia.
W dwóch pierwszych partiach już na ich początku Asseco Resovia odskoczyła wyraźnie, w trzeciej Effector dłużej trzymał krótszy dystans punktowy. W końcówce odpalił, zwłaszcza w zagrywce, z którą resoviacy mieli ogromne problemy. Zaczęli też mylić się w ataku i nieco na własne życzenie dopuścili do nerwowej końcówki, którą ostatecznie przegrali, właśnie przyjęciem.
Wydawało się, że w kolejnej odsłonie wszystko wróciło już do normy. Rzeszowianie wzmocnili zagrywkę i zaczęli punktować tym elementem. Dwa błędy w przyjęciu Oliega Achrema jednak doprowadziły do wyrównania, a kapitan Asseco Resovii musiał opuścić boisko. Później na ławce wylądowali też Witczak i Lukas Tichacek, po dwóch autowych atakach tego pierwszego.
Ale i w teoretycznie najmocniejszym składzie mistrzowie Polski musieli się pomęczyć, by sięgnąć po trzy punkty. Dopiero w samej końcówce udało im się osiągnąć niewielką przewagę, która wystarczyła, by wygrać seta do 21 i całe spotkanie 3:1.
Sety: 25:20, 25:18, 23:25, 25:21
Asseco Resovia: Tichacek, Jaeschke, Dryja, Witczak, Achrem, Paszycki oraz Ignaczak (libero), Lyneel, Kurek, Drzyzga.
Effector: Kędzierski, Buchowski, Maćkowiak, Jungiewicz, Stolc, Takvam oraz Sobczak (libero), Komenda, Bieniek, Vitiuk, Biniek (libero).
Sędziowali: Waldemar Niemczura (Węgierska Górka) i Piotr Król (Katowice)
Widzów: 3,8 tys.