Piękniejsza strona sportowca. Karolina Sołowow: Coraz więcej kobiet wychodzi z cienia [WYWIAD]

- Poczas rajdów jestem trochę poddenerwowana, ale nie dopuszczam do siebie myśli, by mogło się coś stać. Wierzę w jego profesjonalizm i naszą szczęśliwą gwiazdę. Mniej niż wynik obchodzi mnie, czy dojechał do mety - rozmawiamy z Karoliną Sołowow, partnerką quadowca Rafała Sonika.

Jest stereotyp partnerki sportowca, która siedzi w domu?

Karolina Sołowow: - Nie tylko sportowca, ale też biznesmena. Że niby żona siedzi i nic nie robi. Coraz więcej kobiet wychodzi z cienia, szuka pasji. Nie da się jeździć na zawody za ukochaną osobą i tylko żyć jej życiem. To by oznaczało, że kobieta nie jest zbyt interesująca sama w sobie. Nie jestem czyjąś dziewczyną, to szowinistyczne określenie. Ja jestem dla niego, ale i on dla mnie. Kiedyś nie było społecznej akceptacji, by matka od rana do wieczora pracowała, a dziecko było w szkole, a potem z nianią. Na szczęście teraz jest inaczej.

Jednak bierze pani udział w życiu sportowym partnera?

- Od dziecka jestem wychowana na rajdach. Wiem, jak pachnie benzyna. Jeździłam na rajdy z tatą [Michałem Sołowowem - red.] i polubiłam atmosferę. Jestem chłopczycą. Jeśli chodzi o babskie spotkania, to mogę na nie chodzić, o ile będą sami mężczyźni. Nie jestem dziewczynką, która rozprawia o torebkach, włosach itp. Mężczyźni mnie inspirują, ich tematy mnie bardziej pociągają, a także podejście do życia i logika, jaką się kierują, są mi o wiele bliższe. Na rajdach nikt nie miał czasu się mną opiekować, więc radziłam sobie sama.

Pierwszy raz z Rafałem pojechaliśmy razem na Dakar w 2014 roku. Byłam tam kilka dni i to była dla mnie męczarnia, bo nie miałam co robić. Byłam tylko widzem. Więc powiedziałam mu, że jak chce, byśmy jeździli razem, to trzeba to zmienić. I tak dostałam aparat i kamerę. Mniej lub bardziej udolnie zajęłam się relacjonowaniem imprez. I nauczyłam się Rafała na rajdach, bo bywa ciężki do zniesienia.

Jak nie jadę z nim, jest czas dla mnie. To zresztą przepis na sukces naszego związku - mam swój świat. Czasem lubię pochodzić w dresach i bez makijażu. Koncentruję się wtedy na sobie i na dzieciach, bo Rafał zabiera dużo czasu. Oczywiście na bieżąco sprawdzam, jak mu idzie. Jestem trochę poddenerwowana, ale nie dopuszczam do siebie myśli, by mogło się coś stać. Wierzę w jego profesjonalizm i naszą szczęśliwą gwiazdę. Mniej niż wynik obchodzi mnie, czy dojechał do mety.

Czym się pani zajmuje na co dzień?

- Jak się poznaliśmy, to robiłam mnóstwo rzeczy. Teraz prowadzę sieć salonów spa, które otworzyliśmy dzięki Rafałowi. Założyłam i prowadzę własną fundację, co zajmuje mi 110 proc. czasu. Zanim go poznałam, dużo uczyłam się przy tacie, np. pomagałam przy firmie North Food. Pracowałam w biurze architektonicznym, udzielałam się charytatywnie, prowadziłam sklepy w Galerii Echo w Kielcach. Wychowuję też dwoje dzieci. Niestety, doba ma tylko 24 godziny.

Jak wyglądają święta i Nowy Rok?

- Święta spędziliśmy razem, tzn. Wigilię i pierwszy dzień, bo drugiego Rafał już wyleciał na Dakar. 24 grudnia i rano 25 byliśmy w moim rodzinnym domu w Kielcach, a potem pojechaliśmy do Krakowa na spotkania z rodziną Rafała. Pierwszego od 10 lat sylwestra spędzę z dziećmi. Mimo wszystko przykro mi, że nie jadę na Dakar, bo nawet dołożenie małej cegiełki daje mi poczucie, że to też mój wynik.

A co z pomocą przy świętach?

- Uwielbiam gotować, a do tego jestem fanką ekologicznego żywienia i próbuję wszystkich do tego przekonać, ale słabo wychodzi. Ulubione dania wigilijne? Grzybowa, karp w galarecie, karp smażony, pierogi, barszcz z uszkami. Tym bardziej że w rodzinie najwięcej gotuje babcia. W Krakowie za tym bardzo tęsknię, ale na szczęście są słoiki.

Gdy partner wraca do domu po niepowodzeniu, prosi o coś specjalnego?

- Od ponad dwóch lat nie zdarzyło się, by Rafał wrócił do domu zły. Chyba wszystko zostawia za progiem. A jak jest z czegoś niezadowolony, to rozmawiamy. Nie pamiętam żadnej kłótni. Zawsze coś dla niego jest przyszykowane, ale on ma swoje smaki. Uwielbia jeść i nawet o godz. 23 potrafi pochłonąć furę tłuszczu albo przywieźć kubełek z KFC.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.