Powiększona liga zamiast podziału punktów. Tak przyszłość widzi trener Pogoni

Aktualny sezon jest trzecim, w którym obowiązuje nowy system rozgrywek. Najprawdopodobniej przedostatnim.

W Polsce od wielu lat toczy się dyskusja jak uatrakcyjnić ligowe rozgrywki i jednocześnie podnieść ich poziom. Ponad dekadę temu zmniejszono liczbę drużyn do czternastu, ale szybko wrócono do klasycznego systemu z szesnastoma uczestnikami. Jeszcze wcześniej (sezon 2001/2002) podjęto natomiast eksperymenty z grupą spadkową i mistrzowską.

Do tego pomysłu wrócono niedawno i od dwóch sezonów obowiązuje nowy system rozgrywek. Zmagania podzielono na rundę zasadniczą i finałową. Ta pierwsza to klasyczne 30. kolejek. Wyłaniają one dwie grupy po osiem drużyn. Górna część tabeli walczy o mistrzostwo i europejskie puchary, dolna o utrzymanie. Każdy zespół na starcie traci też połowę dorobku uzyskanego w pierwszej części sezonu. I to właśnie ten punkt wzbudza najwięcej kontrowersji, ponieważ zdaniem wielu jest po prostu niezgodny z duchem sportu.

- Nie ma chyba trenera w Polsce, który chwaliłby aktualny system rozgrywek - mówi trener Pogoni, Czesław Michniewicz. - Od początku mówiłem, że to jest niesprawiedliwe. Co prawda wprowadza element rywalizacji do samego końca, ale z drugiej strony sprawia, że wiele rozstrzygnięć jest dziełem przypadku.

O co konkretne chodzi? Chociażby o to, że zespoły, które totalnie przespały początek sezonu ciągle mogą bić się o najwyższe cele. A rewelacja rundy jesiennej - Pogoń Szczecin, ma natomiast sporo do stracenia.

- Kluczowy będzie finisz sezonu czyli okolice maja i wtedy ci, którzy mają szerokie kadry mogą najwięcej zyskać. Regulamin promuje więc najsilniejsze kluby takie jak Legia i Lech - tłumaczy szkoleniowiec Dumy Pomorza. - My niestety nie będziemy takim klubem i nie będziemy mieli trzydziestu zawodników gotowych do gry. Wystarczy podać przykład dwójki naszych stoperów: Jarka Fojuta i Jakuba Czerwińskiego. Przy takiej ilości spotkań na pewno przydarzą im się jeszcze pauzy za kartki albo kontuzje i zrobi się problem. Nie mamy pełnowartościowych dublerów.

Może więc jeszcze dojść do kuriozalnej sytuacji i na przykład notujący fatalny start Lech Poznań, włączy się do walki o tytuł. Byłoby to niejako ośmieszenie aktualnego systemu rozgrywek i uwydatnienie jego niesprawiedliwości. Michniewicz zwraca jednak uwagę na to, że czy komuś się to podoba, czy nie, to wszyscy znają regulamin.

- Taka sytuacja to byłoby także ośmieszenie tych drużyn, które nie zdołały mu uciec, łącznie z nami. Lech w drugiej części jesieni się obudził i zanotował znakomitą serię, ale to przecież zespół, który ma bardzo duży potencjał. Wystarczy zobaczyć ilu tam gra reprezentantów. Najgorsze mają już za sobą.

Aktualny system na pewno będzie obowiązywał też w przyszłym roku, choć jeszcze niedawno wydawało się, że może "umrzeć" już po tym sezonie. Są jednak i dobre widoki na przyszłość dla przeciwników ESA 37.

- Nie jestem zadowolony z tej decyzji i mam nadzieję, że to jest tylko faza przejściowa - mówi Michniewicz. - Oby ten czas pozwolił na przygotowanie projektu ligi liczącej 18 zespołów. Nie znam szczegółów, ale najprawdopodobniej są potrzebne korekty w statusie, aby móc zmienić liczbę drużyn. Według mnie docelowo to jest najlepsze rozwiązanie.

To jednak wciąż daleka przyszłość, a aktualny system rozgrywek sprawia, że zima w Szczecinie choć spokojna, to nie może nikogo w klubie pozbawić czujności.

- My wiosną musimy dotrzymać kroku najlepszym. Pozycja wyjściowa jest dobra, ale w obecnej sytuacji nie gwarantuje jeszcze niczego. Ani europejskich pucharów, ani utrzymania - kończy trener Portowców.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.